piątek, 24 października 2014

Miłość zabija cz.7

Dzisiaj szkoła.  O dziwo wstałam normalnie, czyli nie spóźnię się do szkoły. "Wreszcie". Mój zegarek w pokoju wskazywał 6.30. Zdobyłam się na coś czego nie robię zazwyczaj. Podeszłam do okna i spojrzałam na ogród. Wiem, że to standardowa czynność dla  innych, ale nie dla mnie. Od kąd w moim życiu się posypało (mam na myśli koniec przyjaźni z Olve) nie robiłam tego.Wcześniej nie mogłam się bez tego obyć. Zawsze rozglądałam się po okolicy prowadząc rozmowę telefoniczną.Teraz zrozumiałam, że mi tego brakuje. Nienawidzę siebie za to, że ciągle się nad sobą rozczulam. Tak naprawdę jeszcze się nie pozbierałam. Czuję się winna, ale koniec tego gadania. Już czas najwyższy, aby z tym się uporać. Nie mogę przecież wiecznie żyć przeszłością. Powinnam się wreszcie ogarnąć. Mam teraz wspaniałą przyjaciółkę, no i jeszcze jestem w związku z Victoerem. Nie znam go długo, ale czuję przy nim coś takiego czego nie umiem opisać słowami. Wiem tylko na pewno,że to nie jest miłość jeszcze. Za wszcześnie na tak wielkie uczucie. Mam nadzieję, że ten związek przerodzi się w coś wielkiego, twałego i pięknego.
Otworzyłam i wyjrzałam przez okno. Dopiero teraz zauważyłam jak bardzo mój ogród się zmienił. Nie jest taki sam, z biegiem czasu nastały zmiany, tak samo jak ja się zmieniłam. Nie jest tym samym ogrodem co kilka lat temu, nie jest tym ogrodem do którego przychodziłam i kładłam się w hamaku. Jest w nim mniej kwiatów, krzewy, które zawsze były przycinane w kształty przypominające zwierzęta, są teraz zwyczajne. Nie płynie z niego taka energia jak kiedyś. Czy ja też się tak zmieniłam? Postanowiłam zamknąć okno i pójść do garderoby. To nie dla mnie, już nie mogę podziwiać bo wiąże się z nim wiele wspomnień przez które robię się ckliwa, a tego nie chcę. Naprawdę chcę skończyć z tam tym życiem. Wiem. Wspomnień nie wymarzę, nawet tego nie chcę, ale chcę żyć szczęśliwie.
Weszłam do garderoby i zaczęłam wybierać ubrania na dziś. Postawiłam na zieloną bokserkę, czarne legginsy, czarne convers'y,jeans'ową ramonesk'ę i mój zawsze noszony naszyjnik. Poszłam do łazienki żeby zrobić makijaż oraza załatwić sprawy fizjologiczne. Makijaż nie jest dzisiaj ostry, a włosy są rozpuszczone. Wychodząc z pokoju wzięłam torbę i zeszłam na dół. Po kuchni krzątała się już Anabell, a po za tym nikt więcej. Trochę się zdziwiłam że nie ma tu Arii oraz Leona, ale po chwili dotarło do mnie która jest godzina. Zegar wskazuje 7.20 więc im się nie dziwię. Sama gdybym miała taką możliwość spałabym jeszcze sporo czasu. Usiadłam przy stole czekając aż Anabell poda mój posilek. Kobieta się odwróciła w moją stronę i zwróciła się do  mnie nie ukrywając zaskoczenia.
-Ty już wstałaś?
Zaśmialam się.
-Wiem że to dziwne. Mogę prosić o podanie śniadania?
-Ależ oczywiście. Poczekaj chwilkę dziecinko.
Uśmiechnęłam się do niej serdecznie w ramach odpowiedzi. 10 minut później spożywałam swój posiłek. Gdy już zjadłam, pożegnałam się z Anabell i wyszłam z domu.
Przechodząc obok parku zastanawiałam się nad wagarami, ale w końcu zrezygnowałam. Do domu bym nie poszła bo dopiero wyszłam i zaraz każdy by się pytał czemu nie jestem w szkole, a do parku nie pójdę. Mogłabym wpaść tam np. na Jessicę, a to spotkanie na pewno nie byłoby miłe i pewnie prędzej czy później wylądowałabym na dywaniku u dyrektora, a jakoś nie mam ochoty na słuchanie jego ,,króciótkich" wykładów, więc pojście do szkoły wydawało mi się w tej chwili najlepszym rowiązaniem.
Po drodze nie zdarzyło się nic ciekawego. Ulice jakby nagle spustoszały, brak ludzi, samochodów, jakiegokolwiek życia. "Hmm..Dziwne" Nie zastanawiałąm się nad tym zbyt długo, zresztą teorytycznie nie było nad czym. Weszłam do szkoły. Tu w miarę normalnie, wszystko na swoim miejscu. Szkolna drużyna footbol'owa przy szafkach obok wejścia, szkolne plastiki razem z nimi, normalni ludzie w gupkach kiluosobowych rozmawiają ze sobą i się śmieją, a na końcu korytarza stoi elita z Natanem , Olve, Tash'ą, brak Jessicy... Zaraz, zaraz..Olve?! Co ona tu robi? Przecież..ona.. Nie ,nie.. To nie może być prawda! Ona po stronie mojego wroga?! To nie może być przecież prawda! To mi się śni.. Niech mnie ktoś uszczypnie! Wszyscy..tylko nie ona.. Nie wierzę..
Moje nogi odmawiają posłuszeństwa, czuję ból w klatce piersiowej i zaczynają mnie szczypać oczy. Stoję i się patrzę na wprost.. Widzę Olve'ę i jej przyjaciólkę- Tashę, stoją z tą grupką ludzi których nienawidzę. Zmieniła się..jest inna..inaczej się ubiera i już stąd widzę że nie ma tej Olve którą kochałam jak siostrę. Tam ta Olve w życiu by nie zamieniła słowa z moim wrogiem, stałaby za mną murem. Tylko kogo ja chcę oszukać? Przecież mojej Olve już dawno nie ma. Ona już nie jest nawet moją koleżanką. Dawno już tak postanowiłyśmy. A ja głupia idiotka i egoistka nie mogę wreszcie tego przyjąć do wiadomości.
W pewnym momencie Natan odwrócił głowę i nasze oczy się spotkały, szybko odwrócił głowę i podszedł do Olve. Wtedy przeżyłam kolejny szok.. Dziewczyna zawiesiłą mu ręce na szyję,podarowała mu pocałunek. Chwilę tak jeszcze stałam i próbowałąm się otrząsnąć z szoku. Natomiast Natan i Olve spletli swoje palce i  zaczęli zmierzać wraz z całą elitą w moją stronę. W momencie kiedy do mnie podeszli wreszcie się otrząsnęłam z tego szoku.
-No..no..no.. Nie myślałam, że jeszcze się spotykamy.
-Witaj Olve.. Też się cieszę, że Cię widzę.. Co tu dużo mówić.. Zmieniłaś się..i to bardzo.. Wolałam wcześniejszą Ciebie.. Nigdy byś nie podała ręki mojemu wrogowi, a co dopiero z nim była.. Jak Ty możesz z nim być? Przecież to jest szkolny laluś i playboy.. Nie wierzę w co widzę..
-Widzisz.. Minęło sporo czasu.. I zapamiętaj sobie tamtej Olve już nigdy nie będzie.. A jeżeli myślisz inaczej to powiem Ci że jesteś głupia i naiwna..
-I kto to mówi.
Zaśmiałam się gorzko, pomału już tłumiąc łzy.
Życzę Wam szczęścia. Naprawdę życzę Ci jak najlepiej bo traktowałam i kochałam Cię kiedyś jak siostre.
Po tych słowach odwróciłam się w tył i prawie biegiem wyszłam ze szkoły. Nie mam już dzisiaj ochoty i siły na naukę. Po opuszczeniu terenu szkoły pozwoliłam, aby łzy mogły swobodnie spływać po moich policzkach. w pewnych momencie zaczęłam biec. Chciałam być jak najdalej od tego miejca.
Dobiegłam do parku..Usiadłam na tej ławce, gdzie poznaliśmy się z Victoerem. Wyciągnęłam telefon nie przestając płakać. Nacisnęłam "nowa wiadomość tekstowa" i wysłałam wiadomość o treści " Co dziś robisz? Ja się urwałam z lekcji i siedzę w parku tam gdzie zawsze :) " i wysłałam wiadomość do Victoera. Mijały minuty, a ja nie dostawałam nowej wiadomości tekstowej. Zresztą nie ma co się dziwić. Jest dopiero po 8.00, pewnie jest w szkole. Park jest pusty..jak zwykle nie ma nikogo. Podkuliłam nogi i zaczełam cichutko płakać. Dlaczego to jest takie trudne? Dlaczego pomimo czasu wciąż mi zależy?
Usłyszałam dźwięk wiadomości. Na ekranie pojawiło się jego imię. Pospiesznie otworzyłam wiadomość. " Rozejrzyj się po parku ;) ". Nic z tego nie rozumiałam, ale wstałam z ławki i zaczęłąm się rozglądać. Zobaczyłam go.. Uśmiechniętego i radosnego.. Gdy mnie spostrzegł mina od razu mu zrzedła. No tak..biegłam i płakałam, więc pewnie mam rozczochrane włosy i rozmazany makijaż. W tej chwili przeklinałam siebie w myślach za to że wogóle napisałam do niego tego cholernego sms'a. Nie chcę żeby mnie oglądał w takim stanie. Po za tym nie chcę przytłaczać go swoimi problemami.
Victoer szybko przemierzył dzielącą nas odległość i mnie po prostu przytulił. Usiedliśmy na ławce i tak bez słowa, przytuleni siedzieliśmy sporo czasu aż Victoer poczuł że jestem już gotowa na streszczenie historii.
-Mała..Co się stało? Dlaczego płakałaś?
-Długa historia..
- A mogę ją usłyszeć? Nie bój się..nie idę już na lekcje..nigdzie mi się nie spieszy..urwałem się z lekcji, tak samo jak Ty..
-Dlaczego?
-Dla Ciebie..Specjalnie dla Ciebie. Nie chciałem żebyś sama siedziała w tym parku. Po za tym lekcja była nudna.
Uśmiechnął się lekko do mnie.
Więc jak..? Dowiem się po krótce co się stało..?
-Spróbuję.
Opowiedziałam mu całą historię, przy czym oczywiście nie obyło się bez łez..
Na sam koniec Victoer wzmocnił uścisk i mocniej mnie przytulił, a następnie złożył delikatny i czuły pocałunek na moich ustach.
-Może pójdziemy do jakiejś kawiarni na jakąś kawę i ciasto? Przyda nam się.. Od razu mówię ja stawiam i nie uznaję sprzeciwu.
Uśmiechnął się do mnie.
-Okey..Niech Ci będzie.. Tylko daj mi chwilę.. Poprawię makijaż i włosy bo wyglądam jak zombie, na pewno.
Zaśmiałam się, po czym wyjęłam lusterko, mini kosmetyczkę i szczotkę.
-No..no. Widzę, że ktoś jest dobrze przygotowany na takie sytuacje..
Zaczął sobie ze mnie żartować.
-Oj..już cicho bądź..
Zaśmiałam się radośnie.
Zrobiłam to co musiałam i oznajmiłam Victoerowi że jestem gotowa.
-No nareszcie.
Uśmiechnął się..
-Oj nie przesadzaj..
Uśmiechnęłam się rownież.. Następnie zarzuciłam ręce na jego szyję i złożyłam na jego ustach długi, delikatny, a zarazem namiętny pocałunek.
-Jednak warto było czekać..
Zaśmiałam się, po czym spletliśmy ze sobą palce, wzięliśmy to co nasze i zaczęliśmy się kierować do kawiarni.
                                                                              ***
Witam tych co ze mną zostali pomimo 'interesujących' wiadomości na mój temat, po długiej przerwie. Oto 7 część mojego opowiadania. Z miłą chęcią przeczytam waszą opinię :) Oczywiście do niczego nie zmuszam.
Co do bloga..
Czy zostaję?
Wątpię, że będę miała siły i ochotę na prowadzenie bloga. Jeżeli blog zostanie oficjalnie ogłoszony, że znowu będzie funkcjonował tak jak trzeba, to niestety częstotliwość dodawania części będzie okropna. Będą strasznie długie przerwy, ale mam nadzieję że choć garstka wiernych czytelników zostanie ze mną do końca.
                                                                                                                         Pozdrawiam wszystkich :)
                                                                                                                                            karolaaa0805

wtorek, 21 października 2014

Witam.

Witam :)
Pomału ogarniam to wszystko. Zaczęłam od bloga czyli : błędy i może wygląd, zobaczy się jeszcze.
To że ogarniam bloga nie znaczy że wracam na długo. Żeby to wszystko ogarnąć w moim życiu jest ciężko. Ponad to życie po raz kolejny przygotowało mi 'niespodziankę, niekoniecznie dobrą. Szykują się pewne zmiany i nie wiem do kiedy się ogarnę. Wiem. Pewnie myślicie że chcę wzbudzić w Was listość czy coś, ale tak nie jest, choć może to tak wygląda.
Chciałam Was tylko poinformować o moim możliwym krótkim powrocie. Możliwe że dodam część 7 i znowu na jakiś czas zniknę.
Wątpię że ktoś z Was został ze mną po 'ciekawych' informacjach, które zostały opublikowane pod koniec wakacji. Pomimo to spróbuję coś napisać i zobaczyć ile was jeszcze z mną jest, a ile mnie opuściło.
                                                                                                                      Do następnego napisania ;)

wtorek, 19 sierpnia 2014

Blog tymczasowo zawieszony

| Po tym co przeczytacie wiem że się zawiedziecie na mnie, tak jak ja na sobie. Zresztą nie chcecie to nie musicie czytać jeżeli nie chcecie. Wiem że po tym stracę czytelników, ale już pogodziłam się z tym. Kiedyś trzeba, co nie?

Czas najwyższy, aby to powiedzieć, przyznać się innym oraz samej sobie. Wielokrotnie podkreślałam ,że mam problemy osobiste i to prawda. Nie umiem określić kiedy dokładnie się zaczęły, ale wiem, że teraz nie podołam dalej. Moje życie coraz bardziej wywraca się do góry nogami. Od jakiegoś czasu zmagam się z depresją.  Nie widać tego po mnie bo się staram. Blog miał być ucieczką od wszystkich spraw oraz rzeczy które mnie przytłaczają, czyli prościej mówiąc świata i ludzi. Nikt tu mnie nie zna, więc też nie ocenia.Tylko że z każdym dniem jest coraz gorzej. Wcześniej już zawieszałam opowiadanie, teraz chcę zrobić podobnie. Tylko z tym, że tym razem nie wrócę szybko. Z weną krucho, tak samo jak będzie od września z czasem. Nie umiem podołać temu wszystkiemu : szkoła, nauka, korepetycje, treningi, blogi, znajomi, dlatego zawieszam bloga. Już zrezygnowałam z gry na gitarze tak jak z tego bloga. Kiedy wrócę? Naprawdę nie wiem. Możliwe że za kilka dni, tygodni, miesięcy,za rok, a może nigdy. Cieszy mnie tylko to, że zawieszając bloga zawiodę tylko garstkę ludzi anie kilka przepraszam za wszystko. Życzę wam powodzenia w życiu. Pozdrawiam.




poniedziałek, 28 lipca 2014

Witam ponownie.

Ostatnią część przeczytało zaledwie 36 osób w 23 dni i tylko jedna zostawila komentarz. W związku z tym nie będę się spieszyć z kolejną częścią bo to nie ma sensu. Przykro mi jest z tego powodu. Zresztą komu by nie było?
Po za tym i tak bym dodała jakieś badziewie.
                                                                                                                                            Pozdrawiam.

poniedziałek, 7 lipca 2014

Kochani!

W związku z tym że wyjeżdżam przez 3 tygodnie nie będę mogła umieszczać kolejnych części "Miłość zabija". Jeżeli będę miała możliwość to na pewno umieszczę, w co wątpię że będę mogła. Mam nadzieję że nie macie mi tego za złe.
Do przeczytania w sierpniu lub trochę wcześniej ;)
Pozdrawiam :**


sobota, 5 lipca 2014

Miłość zabija cz. 6

Przestraszyłam się bo nigdy wcześnie nikt tak nie zrobił. Na szczęście to tylko Victoer. Jak zwykle na jego twarzy pojawił się łobuzerski uśmiech.
-Co się tak szczerzysz zamiast siadać?
Uśmiechnęłam się kończąć to zdanie. Victoer tylko obdarzył mnie jeszcze większym uśmiechem i usiadł koło mnie.
-Gdzie idziemy?
-A gdzie chcesz?
-A co proponujesz?
-To Ty wybierz, mi tam obojętnie.
-Nie Ty wybierz, ja wszędzie pójdę z Tobą.
-Jak tak będzie to my nigdy się nie dogadamy.
Mruknęłam, a potem cicho się zaśmiałam.
-Dobra mała. Co powiesz na London Eye?
-Świetny pomysł!
Złożyłam na jego ustach delikatny pocałunek.
Byłam tam z Arią i Leonem, ale nie przejechaliśmy się tym bo czas nas gonił.
-Kim jest  Leon?
Uniósł jedną brew, a ja się tylko zaśmiałam i pociągnęłam za rękę.
-Dowiem się czy nie ?
-Oj nie wygłupiaj się. Leon to chłopak mojej przyjaciółki Arii.
Widziałam że zrobiło mu się głupio.
Chodź tu do mnie.
Ponownie złożyłam na jego ustach delikatny pocałunek.
Tak jak powiedział tak zrobiliśmy. Już minutę później ruszyliśmy "w drogę". Gdy wyszliśmy z parku Victoer zamiast iść w kierunku jakiegoś metra czy, udaliśmy się w kierunku pobliskiego parkingu. Nie rozumiałam po co, ale okay. Chwilę później okazało się że chłopak ma zamiar udać się na miejsce samochodem, a właściwie limuzyną. Tak ,limuzyną. Widać że nie szczędzi pieniędzy rodziców, w sumie nic do tego zbytnio nie mam, ale wiecie że ja nie lubię kasy. Zmierzyłam go wzrokiem od góry do dołu. Teraz mogłam się dokładnie mu przyjrzeć, ponieważ chłopak rozmawiał z szoferem czy kimś innym.
Był ubrany w czarną koszulę z podwiniętymi rękawami, ciemne jeansy i czarno-zielone air max'y. Jego włosy były lekko potargane co dawało zniewalający efekt. Zostałam przyłapana przez swojego chłopaka. Uśmiechnął się łobuzersko.
-Możesz chcesz zdjęcie, będzie na dłużej.
Zarumieniłam się, a Victoer do mnie podeszedł i mnie pocałował delikatnie w usta.
-Chodź.
Złapał mnie za rękę i delikatnie pociągnął w stronę limuzyny. Gdy siedzieliśmy we wnątrz pojazdu zapytałam się :
-Zawsze i wszędzie jeździsz limuzyną?
-Nie.
Częściej jeżdżę na deskorolce, a limuzyną rzadko.
-O. Jaka miła niespodzianka.
Uśmiechnął się pod nosem.
-A dlaczego tak uważasz?
Nie sądziłam że zada mi takie pytanie.
-Um. No.. Nie zrozum mnie źle, ale często pokazujesz że masz kasę i trochę mnie zdziwiło że ktoś taki jak Ty, poświęca czas na takie rzeczy.
-Taki czyli jaki?
"Zaczyna się.
Czasami jednak mogłabym się zamknąć i nie wtrącić swoich trzech groszy."
Ciężko westchnęłam.
-Victoer naprawdę nie bierz tego do siebie. Po prostu mile mnie zaskoczyłeś.
Na każdym kroku pokazujesz mi że pieniędzy masz pod dostatkiem, a tu nagle wyskakujesz z tak zwyczajną rzeczą.
Po chwili milczenia końciki jego ust się podniosły. Objął mnie ramieniem, a ja się w niego wtuliłam. Siedzieliśmy tak w ciszy, ale to nam nie przeszkadzało. Wystarczała nam w zupełności obecność drugiej osoby. Kilka minut później kierowca oznajmił nam że jesteśmy na miejscu. Podniosłam głowę z jego klatki piersiowej i wyszłam z limuzyny. Zaraz po mnie wysiadł Victoer, podszedł do mnie ,spletliśmy nasze palce ze sobą i ruszyliśmy w kierunku London Eye. Dobrą chwilę postaliśmy w tej kolejce, aż Victoer twierdził że on to załatwi i wejdziemy bez kolejki. Rzeczywiście chwilę później już siedzieliśmy w jednym z wagoników.Widok był przepiękny pomimo to że jeszcze było jasno.
-Nie mogę uwierzyć że tu jestem i to w dodatku jeszcze z Tobą.
Uśmiechnęłam się najszerzej jak tylko mogłam.
Dziękuję.
Po czym go pocałowałam. Chłopak był lekko zaskoczony. Na początku delikatny pocałunek, a zarazem zachłanny przerodził się w coś niesamowitego. Czułam w brzuchu przyjemne mrowienie, jakby stado motyli latało w nim. Po kilku minutach oderwaliśmy się od siebie. Chłopak objął mnie ramieniem, ja położyłam głowę na jego klatce piersiowej, spletliśmy ze sobą nasze palce i w ciszy wpatrywaliśmy się w przestrzeń przed nami, przy czym cieszyliśmy się sobą. Minęło jeszcze kilka minut i powróciliśmy na ziemię, dosłownie. Kolejka się zatrzymała, a my musieliśmy opuścić ją.  Ruszyliśmy w nieznanym mi kierunku.
-Gdzie idziemy?
-Zobaczysz.
Uśmięchnął się czule do mnie i prowadził dalej. Po paru minutach dotarliśmy na jakiś plac co później okazało się torem deskorolkowym.
-Nie mów tylko że to jest to o czym myślę.
Chłopak się zaśmiał.
-Ja nie umiem jeździć! Ja się tu zabije!
-No to będę musiał Cię nauczyć.
Puścił mi oczko i pociągnął mnie w nieznanym mi kierunku. Okazało się że budynek obok to wypożyczalnia sprzętu. Chłopak wyciągnął jakąś karte czy coś i pokazał mężczyźnie siedzącemu w okienku. Victoer jest chyba tutaj dobrze znany bo bez zbędnych tłumaczeń czy pytań zostały mu wręczone przez mężczyznę 2 deskorolki, jak się domyśliłam, dla mnie ochraniacze i kask. Ruszyliśmy spowrotem w kierunku z kąd przyszliśmy. Mój chłopak usiadł na ławce, więc zrobiłam to samo. Po chwili dotarło do mnie że mam założyć to co mi dano. Wstałam i zaczęłam zakładać kask i ochraniacze. Nie obyło się bez śmiechu. Nigdy nie jeździłam na deskorolce ani na rolkach to też nie za bardzo wiedziałam jak zakłada się te ochraniacze. Praktycznie wszystkie były takie same. Jeden ochraniacz na kolano, założyłam na łokieć przy czym dziwiąc się że jest za duży. Natomiast ochraniacz na łokieć próbowałam założyć na kolano przy czym tym razem dziwiłam się że jest jakiś ciasny. Siłowałam się z tym dobrą chwilę, przybierając trochę dziwny, a zarazem śmieszny wyraz twarzy. Victoer zaczął się smiać, a ja na początku nie wiedziałam dlaczego, dopiero po kilku sekundach zorientowałam się że chodzi mu o mnie.
-Ej! To nie jest w cale śmieszne!
No dobra może trochę.
I zaczęliśmy się oboje śmiać.
Pomóż mi, błagam Ciebie.
Odrazu na twarzy chłopaka pojawił się łobuzerski uśmiech.
-A co z tego będę miał?
"Następny."
-Satysfakcje że mogłeś mi pomóc?
Widziałam na jego twarzy malujące się niezadowolenie.
Dobra, wygrałeś. Co byś chciał?
-Już dobrze wiesz co chcę.
Znowu ten łobuzerski uśmiech.
Chodź. Pomogę Ci.
Pomógł mi z tym wszystkim i chwilę później już uczył mnie jeździć. Przy tym również było dużo śmiechu. Raz o mało nie przejechałam jakiegoś skeyter'a, który rozmawiał z grupką chłopaków. Narobiłam wtedy niezłego szumu, a ten glupek, mój chłopak, zaczął się ze mnie śmiać. W efekcie czego po upływie kilku sekund ja też zaczęłam się śmiać. Reszta nauki w seyt parku obyła się bez takich wpadek. Po skończonej nauce zrobiłam maślane oczka i zwróciłam się do Victoera :
-Pokażesz mi jak jeździsz?
-Okay, mała. Patrz i się ucz.
Puścił mi oczko.
Gdy skończył byłam w szoku. Jedyne słowo jakie udało mi się wydusić to" Wow". Victoer tylko się uśmiechnął. Złapał mnie za rękę i pociagnął mnie w kierunku tego budynku z sprzętem. Po oddaniu sprzętu udaliśmy się w drogę prowadzącą na parking, gdzie czekała na nas już limuzyna. Wsiedliśmy do niej i chwilę później ruszyliśmy w "drogę". Minęła niecała minuta, a na twarzy chłopaka można było zauwarzyć łobuzerski uśmiech. Zastanawiałam się przez chwilę o co mu znowu chodzi, ale wszystko szybko się wyjaśniło.
-Kiedy dostanę moją nagrodę?
-A byłeś grzeczny?
-Byłem.
-Zdaje mi się inaczej.
Zaczęłam się z nim droczyć.
-Czyli będę musiał Cię przekonać.
Jak mówił tak zrobił. Tym razem pocałował mnie bardzo namiętnie i zachłannie. Po chwili się odsunął do mnie, a ja jęknęłam z niezadowolenia. Chłopak słysząc to, uśmiechnął się.
-To jak będzie z tą moją nagrodą.
Wyszczerzył się ukazując przy tym, rząd białych zębów. Nic nie mówiąc "podarowałam" mu jego nagrodę.; Pocałunek był również bardzo namiętny jak i zachłanny tak samo jak poprzednio, ale tym razem był dłuższy i był coś w nim czego nie umiem opisać.
Skończyliśmy dopiero, gdy dotarliśmy do celu, a dokładnie pod mój dom-na samym początku podałam kierowcy adres toteż dlatego wiedział gdzie mnie zawieźć. Pożegnanie wyglądało podobnie.  

środa, 2 lipca 2014

Miłość zabija cz.5

Obudziłam się o 12.00. Nie dziwię się, wczoraj wróciłam późno. Podniosłam się z łóżka, ale szybko opadłam. Czułam się okropnie, myślałam że zaraz głowa mi pęknie. Wypiłam tylko kilka drinków, ale jak dla mnie na pierwszy raz to za duża ilość. Nie mam siły, ale muszę w końcu wstać bo jeszcze w końcu moi kochani rodzice się mną zainteresują.
Niechętnie, powoli wstałam i poszłam do garderoby. Chwilę myślałam co ubrać. Postawiłam na  : koszula jeansowa z rękawem 3/4, czarne leginssy, czarne convers'y i mój zawsze noszony naszyjnik. Zastanawiałam się czy robić jakiś makijaż. Zdecydowałam że zrobię, ponieważ u mnie brak makijażu, nawet lekkiego dla innych oznacza że musiało się coś stać. Maluję się codziennie od 3 lat, nie zależnie od dnia i tego czy jestem w domu czy też gdzieś wychodzę, zawsze. Dlatego nie dziwię się im.
Postawiłam na lekki make up : nałożyłam podkład, rzęsy pomalowałam maskarą, usta błyszczykiem, policzki różem.
Zeszłam na dól. Tradycyjnie wszyscy siedzieli już przy stole, a Anabell podawała śniadanie. Rzuciłam tylko krótkie "Cześć" na przywitanie i usiadłam do stołu. Chwilę później Anabell podała mi mój posiłek. Liczyłam że zjem śniadanie w ciszy, ale pomarzyć tylko sobie mogłam. Nie minęły nawet dwie minuty, a Aria się odezwała. Zauważyłam że rano zawsze tylko my dwie się odzywamy. Leon nawet nie próbuje zacząć jakiejkolwiek rozmowy, a Anabell w tym czasie wywiązuje się ze swoich obowiązków.
-Jak było na randce?
Na samo wspomnienie wczorajszego wieczoru się uśmiechnęłam. Nie liczyła się dla mnie nawet obecność Natana, liczyło się tylko dla mnie to że Victoer się mną w ogóle zainteresował, że spędziłam z nim wspólny wieczór i to że to właśnie mnie wybrał na swoją dziewczynę. Gdy zorientowałam się że Aria niecierpliwie na mnie spogląda i czeka na moją odpowiedź, szybko powróciłam na ziemię.
-Nawet okey.
Mowiąc to nie mogłam się powstrzymać od uśmiechu.
-Katii? Jest może coś co chciałabyś mi powiedzieć, albo coś czego nie wiem?
Nie kryjąc podekscytowania zapytała. Jak ona dobrze mnie zna.
-Możee.
-Katii..
-Jak zjemy to pogadamy.
Uśmiechnęłam się do niej, podczas kiedy ona będzie przeżywała przez głupie 10 minut katusze po to aby się czegoś tylko nie zapytać. Wiem że jestem wredna, no ale ktoś czasami musi. Mówiąc 10 minut, trafiłam w dziesiątkę. Po upływie 10 minut zjadłyśmy śniadanie i wiedziałam że teraz zaczniem się "przesłuchanie". Gotowa na jakiekolwiek pytania usiadłam na kanapie w salonie. Jednak nie usłyszałam żadnego pytania wychodzącego z ust Ari kierującego się do mnie, zobaczyłam tylko Arię wyczekująca aż sama zacznę opowiadać.
-Okey. Co chcesz wiedzieć?
-Po 1 dlaczego piłaś alkohol czego nigdy nie robiłaś, a po 2 wszystko z wczorajszego wieczoru.
W połowie zdania się uśmiechnęła. Opowiedziałam jej wszystko, a na sam koniec to że jestem..
-Jesteś z Victoerem?! Gratuluję kochana! Kiedy go poznam?
Nie mogłam już się powstrzymać od uśmiechu, tak samo jak Aria pomimo to że głowa mi pękała.
-No nie wiem.. nie wiem.
Zaczęłam się śmiać, a Aria udawała naburmoszoną małą dziewczynkę. Przytuliłam się do niej.
-Pogadam z nim i zobaczę co się da zrobić.
Dobra kochana, zbieramy się jeżeli mamy dzisiaj zaliczyć miejsca na naszej liście. Ty zbieraj się z Leonem, a ja idę poszukać Charles'a.
-Okey.
-Widzimy się za 20 minut w samochodzie.
Jak mówiłam, tak zrobiłam. Po 20 minutach siedzieliśmy w samochodzie i jechaliśmy w pierwsze miejsce na naszej liście. Zaliczyliśmy prawie wszystkie punkty z listy wyznaczone na dzisiaj. Zostały nam tylko dwa puntkty m.in. dwa wielkie centa handlowe. Oczywiście, gdy Aria zobaczyła co jest na tej liście, była gotowa od razu wszystko rzucić i nawet teraz na pieszo pójść tam. Ona w prost kocha zakupy. Gdy podjechaliśmy pod centrum handlowe i Charles zaparkował na parkingu Aria wybiegła z samochodu i pobiegla do centrum handlowego. Ja z Leonem tylko się zaśmialiśmy i poszliśmy znacznie spokojniej od Ari do środka. Wchodząc tam popełniłam błąd, ponieważ ból głowy tylko się wzmocnij. Zastanawiałam się czy czasami aby nie zawrócić, ale nawet nie zdąrzyłam dobrze się zastanowić i Aria pociągnęła mnie za rękę do jakiegoś sklepu.
"No to nici z ucieczki"
Aria pokazywała mi i Leonowi co jej się podoba, w czym jej zdaniem bym wyglądała sweeta'śnie jak to ujęła i co na pewno przymierzy. Latała jak szalona po tym sklepie. W końcu na chwilę się uspokoiła bo po wyborze "paru" jak to ujęła, ciuchów musiała zapłacić za nie. W rzeczywistości te "pare" ciuchów to 7 sukienek, tyle samo par szpilek, leginsy, koszule z rękawami 3/4, spódniczki i bokserki. Aria ma trochę inne podejście do życia i pieniędzy, ale pomimo to nie jest jakąś nadętą dziewczyną i za to właśnie kocham ją jak siostrę.
Pod koniec naszych zakupów usłyszałam dźwięk wiadomości, po chwili okazało się że napisał do mnie Victoer.
" Siemka mała. Jak tam po wczorajszym wieczorze? "
"Głowa mi pęka :D ale to nic. "
"Spotkamy się dzisiaj?"
"No nie wiem..nie wiem.."
":( "
"Ale głuptas z Ciebie :**. Jasne że tak!"
"To kiedy? :**"
"Jestem teraz na zakupach z przyjaciółką i jej chłopakiem, ale niedługo wracamy. Więc jeżeli nie przeszkadza Ci troszkę późna pora to gdzieś tak 17.30."
"Okay. Gdzie się spotykamy?"
"A co proponujesz?"
"Park. Tam gdzie się poznaliśmy. Pasuje Ci?"
"Jasne. Będę czekać. :**"
Nie czekając na odpowiedź szczęśliwa schowałam telefon. Nawet nie wiedziałam że Aria już skończyła swoje zakupowe szaleństwo i się mi przygląda. W końcu ciekawa zdecydowałą się zapytać:
-Z kim tak pisesz? Co Ty tak bardzo szczęśliwa?
-A nikimmm..
-Jasne..jasne.. To z kim?
-Victoer do mnie napisał i się zapytał czy się spotkamy dzisaj.
-Rozmiem że się zgodziłaś.
-No raczej, nie inaczej.
Zaśmiałyśmy się obie.
-Dobra koniec już tych zakupów. Wracamy.
Aria zdawała być trochę niezadowolona.
-Dziewczyno. Serio? Nakupiłaś tyle tych rzeczy i jeszcze Ci mało?
Zaśmiał się Leon, a Aria złożyła na jego ustach delikatny pocałunek.
-Dobra. Idziemy moje gołąbeczki.
Ci tylko się zaśmiali i ruszyli razem ze mną do samochodu. Leon targając jej "małe" zakupy musiał włożyć sporo wysiłku.
Charles odwiózł moją przyjaciółkę i jej chłopaka do mojego domu, a mnie zawiózł tam gdzie go prosiłam czyli na miejsce spotkania z Victoerem. Byłam tam przed czasem, więc usiadłam na ławce, dokładnie tej przy której go poznałam. Nagle ktoś do mnie podszedł od tyłu i zakrył oczy.

wtorek, 1 lipca 2014

Drugoplanowe postacie. Dać opis?

Jak sie podoba opis głównych bohaterów?
Chcecie opis drugoplanowych postaci?

Czekam na komentarze :**

Główni bohaterowie "Miłość zabija"



"Katerina Stocelberg jest to 16- letnia dziewczyna.Mieszka z rodzicami w Angli,lecz pochodzi z Niemczech.Jej ojciec jest prawnikiem,który ma własną kancelarię adwokacką,z pochodzenia jest Niemcem.Matka jej jest modelką oraz aktorką,z pochodzenia jest Polką.Pochodzi z dość bogatej rodziny i jest jedynaczką,ale nie zachowuje się i nie ubiera się jak tak zwane plastiki.Jest dziewczyną o nietypowym kolorze oczu oraz jasnej karnacji.Jej oczy zmieniają się pod wpływem jej humoru.Włosy ma lekko kręcone,koloru kasztanowego.Jest zgrabną oraz wysoką dziewczyną.Katerina to dość wrażliwa dziewczyna w środku,lecz udaje twardą.Pomimo to jest pomocna i życzliwa.Jest altruistą oraz optymistą.Pragnie miłości,lecz nie rodzicielskiej chociaż by to nie zaszkodziło.Pragnie miłości jaką może jedynie jej dać bratnia dusza.Nikt o tym nie wie,nawet Aria jej teraźniejsza przyjaciółka.Często pod wpływem impulsu podejmuje jakieś decyzje,których później żałuje.Przykładem takich decyzji jest zakończenie przyjaźni z Olve´ą.Była to jej przyjaciółka za którą Katerina mogłaby oddać nawet życie.Zdarzyło się to 3 lata temu,do dziś Katerina tego żałuje.Po upływie kilku miesięcy chciała to naprawić,lecz Olve´a już przyjaźniła się z kimś innym.Wyraźnie dała jej do zrozumienia że to koniec i nigdy nie będą się przyjaźnić.Lecz powiedziała jej "Pamiętaj zawsze możesz na mnie liczyć".Katerina nie była zachwycona tym,ponieważ ona potrzebuje przyjaciółki.Lecz pomimo to, teraz sobie pomagają.Po pewnym czasie zaprzyjaźniła się z Arią i tak już zostało.Katerina jest impulsywną i wybuchową dziewczyną,lecz w głęboko gdzieś w środku jest nieśmiała,co ukazuje przy bliskości z chłopakiem."

Nataniel Sreep
"Jest rozkapryszonym i rozpieszczonym synkiem inżyniera.Chodził prawie z każdą laską ze szkoły w naszym wieku. Jeżeli oczywiście można nazwać to tak. Nastawiony na tryb: chodź, przeleć, zerwij. Zrywał z jakąś laską od razu jak nie mógł dostać tego co chciał. "
Jest kapitanem elity szkolnej.
Bierze udział w lewych wyścigach i czasami sprzedaje prochy. Zdarza się że on też bierze.


Jessica Hacherst
16 lat.
Należy do elity szkolnej.
Chodzi/chodziła z Natanielem Streep'em.
Pusta blondyneczka, która dla sławy zrobi wszystko.
Nieciekawy charakter. Wredna,egoistyczna, pusta dziewczyna. Powiedzmy że ma uczucia, ale praktycznie ich nie ukazuje.



Philip Cantos
 Nie należy do bardzo spokojnych osób.23 lata.
Pracuje jako lokaj, a czasmi szofer u Stocelberg'ów.



Aria Philperger
Interesuje się tańcem i śpiewem.
Uczęszcza do szkoły muzycznej.
Jest dziewczyną Leona.
Uzdolniona muzycznie.
Miła, spokojna, urocza dziewczyna.
16 lat.


Leon Choosvern
18-letni rockman.
" Jest rockmenem bo gra w zespole, ale to nie jest sam rockmen, to jest chłopak z pasją i uczuciami"
Jest chłopakiem Arii.
Jak na rockman'a jest spokojny i miły.

Victoer Masher
Ma zielone oczy, włosy w odcieniu ciemnego blondu , wysoką, dobrze zbudowaną sylwetkę ciała .
Miły, uroczy, zabawny chłopak, który pomimo to umie zaleźć za skórę. ( przekonacie się w następnych częściach)
Jest znajomym/przyjacielem Nataniela.
18 lat.








Camil Konternsed
Uroczy chłopak, podbijający serca dziewczyn.
Uratował i uratuje jeszcze nie jedną dziewczynę z opresji.
Kocha rap.
16 lat.

Miłość zabija cz.4


Następnego dnia słysząc dźwięk wiadomości, który mnie obudził, zerwałam się na równe nogi. Wzięłam telefon do ręki i odczytałam wiadomość :
- ,,Cześć .Mam nadzieje że Cię nie obudziłem ,a jeżeli tak to przepraszam. Mam czas dzisiaj o 16.00 pomyślałem że moglibyśmy się spotkać.. Jeżeli Ci pasuje to będę czekał o 16.00 w kawiarni koło parku…A tu Victoer ‘’
Gdy czytałam wiadomość uśmiech sam mi się wkradł na twarz. Odpisałam mu szybko ,,Na pewno będę. Do zobaczenia o 16.00 ’’ i udałam się w kierunku garderoby. Zdecydowałam się na skórzane spodnie, limonkową bokserkę, skórzaną ramonesk’ę, czarne szpilki i niezbyt pasujący naszyjnik, ale bez niego nigdy z domu się nie ruszam. Make up zrobiłam mocniejszy niż zwykle, ponieważ zapragnęłam dzisiaj jakiejś zmiany. Włosy rozpuściłam i zdecydowałam się zejść na dół. Zapewne rodzice nie będą zadowoleni z tej zmiany, ale trudno, ich problem. Za to jestem ciekawa co na to Aria powie.
Weszłam do kuchni, gdzie siedzieli moi goście, Anabell podawała śniadanie. W pewnym momencie Anabell się odwróciła w moją stronę i powiedziała:
-Przepraszam, a pani…..
Anabell stała zszokowana.
- (..) do kogo?
Katerina?
Dziecko drogie..nie ponałam Cię..
Aria nie mniej była zszokowana od Anabell, a Leon tylko się patrzył. W końcu Aria się odezwała :
-Boshee.. Zaskoczyłaś nas kochana. Jaka zmiana. Dlaczego postanowiłaś zmienić image ?
Uśmiechnęłam się do Ari , usiadłam przy stole i w końcu jej odpowiedziałam :
-Aria możemy porozmawiać?
-Dobrze.
-To chodźmy do salonu.
Usiadłyśmy na kanapie. Zapanowała niezręczna cisza, którą po chwili przerwałam.
-Wracjąc do twojego pytania.
Po prostu zapragnęłam zmiany. Mam już dość tego wszystkiego po prostu. Męczy, a przede wszystkim nudzi mnie ta rutyna. Ciągle to samo. Zdaję sobie sprawę że to jest szokujące, ale czasami zmiany są potrzebne.
-Dobrze, rozumiem Cię kochana.
Pamiętaj. Bez względu na wszystko zawsze będę z Tobą. Ważne dla mnie jest tylko to, żebyś była szczęśliwa.
-Dziękuję. Jesteś kochana, nie zasługuję na taką przyjaciółkę.
Uśmiechnęłam się do niej i przytuliłam. Po chwili się od niej odsunęłam i zrozumiałam że teraz jest czas najwyższy, aby powiedzieć jej o wczorajszym spotkaniu w parku i o dzisiejszym na które idę.
-Aria. Muszę Ci coś powiedzieć. Nie chciałam wam wczoraj przeszkadzać, więc nic nie mówiłam. Natomiast dzisiaj to powiem bo chyba zaraz nie wytrzymam.
W tym momencie się uśmiechnęłam, a Aria niecierpliwie na mnie spoglądała.
Poznałam takiego chłopaka w parku. Od razu mi się spodobał. Zagadał do mnie po tym jak mnie przyłapał na tym że go obserwuje.

Mówiąc to zarumieniłam się.
Podszedł do mnie, potem jeszcze rozmawialiśmy długo, a na sam koniec zaproponował mi spotkanie. Zgodziłam się, więc wymieniliśmy się numerami. Dzisiaj napisał i o 16.00 się z nim spotykam w kawiarni. Co o tym wszystkim myślisz?
-Myślę że warto spróbować.
Uśmiechnęła się do mnie.
-Zastanawiam się tylko..
-Nad czym?
-Skąd on tam się wziął, przecież ten park jest zawsze pusty, ale nie tylko to mnie męczy. Zastanawijące jest to że do mnie podszedł, a nie po prostu olał.
-Po prostu tam był, przecież miał do tego prawo. Nie masz się czym martwić. Zamiast tego powinnaś się cieszyć, bo kto wie, może coś z tego więcej będzie.
-Aria.
Zarumieniłam się i lekko się zaśmiałam.
-No co?
Zaśmiała się, a ja ją znowu przytuliłam.
-Dobra, koniec z pogaduchami. Trzeba w końcu zjeść śniadanie.
Uśmiechnęłyśmy się nawzajem i poszłyśmy do kuchni jeść śniadanie. Aria jeszcze coś szepnęła Leonowi na ucho i zaczęła jeść śniadanie. Ja również zajęłam się jedzeniem. Po zjedzony śniadaniu poszliśmy do salonu, spojrzałam na godzinę i stwierdziłam że jest dość wcześnie, więc zapytałam moich gości :
-Co chcielibyście dzisiaj porobić?
Leon  odpowiedział jako pierwszy.
-Pozwiedzać Londyn.
-Wspaniały pomysł.
-A ja bym wolała zostać w domu.
Odezwała się Aria.
Leon jej coś szepnął na ucho, a Aria zaraz powiedziała :
-Okay. Idziemy pozwiedzać Londyn.
Ja tylko się zaśmiałam. Natomiast Leon pocałował Arię. Tym razem im nie przerwałam, tylko widząc to po cichu wycofałam się i ruszyłam na górę po torebkę, telefon i paru niezbędnych rzeczy dla mnie. Zeszłam na dół. Tam już gotowi i zwarci do wyjścia stali moi goście.
Poszłam po Charles’a. Na szczęście dzisiaj znalazłam go bez trudu, a on zgodził się żeby nas dzisiaj powoził i pokazał Londyn.
Jako pierwsze co zwiedzimy dzisiaj wybraliśmy zabytki takie jak :
-Opactwo i Katedra Westminsterska.
-Westminster Hall.
-Pałac Buckingham
-Trafalgar Square
.
-Kensington Gardens.
Na jutro i inne dni zostawiliśmy:
1. Atrakcje:
-dzielnica Londynu West End z Leicester Sguare.
-Piccadilly Circus.
- londyński Chinatown
 i Covent Garden.
-Oxford Street.
-Royal Opera .
-Harrods
-Selfridges.
Mogę się nawet założyć że Aria nie ominie tych dwóch ostatnich atrakcji, jakimi są centra handlowe.
2. Symbole:
Big Ben
-St. Stephen Tower
 -Tower Bridge
3. Parki:
-Royal Parks of London.
-Chelsea Physic Garden.
- Hampstead HampsteadHeath.
-Parliament Hill.
-Hyde Park.
Wiem że jest tego dużo, ale czasami warto poświęcić czas na tak cudowne miasto jakim jest Londyn moim zdaniem.

Spojrzałam na zegarek jest już 15.30. Poprosiłam Charles’a żeby szybko mnie zawiózł do kawiarni. Podałam mu adres. Jakimś cudem zdążyłam na czas. Victoer siedział już przy stoliku. Był ubrany o wiele inaczej niż ja. Prościej mówiąc, w ogóle nie pasowałam tym ubiorem do niego. Był ubrany w stylu tancerza, a ja moto-laski. Miał założoną czarną kamizelkę, białą bluzkę opinającą jego zadbany tors, czarne spodnie rozszerzane w kroku, białe vansy, jakiś naszyjnik czy coś, a gdyby było tego wszystkiego mało kapelusz tancerza. Gdy go zobaczyłam ugięły mi się nogi. Po prostu wyglądał zniewalająco.
Podeszłam do niego, a on się odwrócił. W ręku trzymał czerwoną różę.
- Hej.. czasami to nie miała być tylko kawa ?
Choć byłam oszołomiona jego wyglądem udało mi się powiedzieć to w miarę normalnie.
--Ymm.. Nie ja sobie jakoś nie przypominam.
Wyglądasz ślicznie. Nie pomyślałbym że możesz wyglądać tak seksownie w takim stroju.
-Dzięki.
Usiedliśmy i zapanowała niezręczna cisza. Victoer ją przerwał :
- Więc..
W parku wydawał mi się bardziej pewny siebie. No cóż pozory czasem mylą.
-Noo..więc..
-Może coś zamówimy?
-Okay..co proponujesz..?
-Ymm.. Na początek pójście do innego lokalu, a potem się zobaczy.
-Dobry pomysł…
-To idziemy..?
-Jasne..chodźmy..
-Panie przodem.
Próbował to powiedzieć poważnie i szelmowsko, ale mu to niestety się nie udało.
Zachichotałam i odpowiedziałam:
-Dziękuję..
Po raz kolejny zapanowała cisza. Jestem straszną gadułą, więc taka cisza, w dodatku niezręczna, nie pasuje mi. Zdecydowałam ją przerwać :
-W parku wydawałeś mi się bardziej pewny siebie.
Puściłam mu oczko i poszłam dalej kręcąc biodrami na boki. Stał tam i się gapił jak odchodzę, ale wiedziałam że długo tam nie będzie tak stał. Nie pomyliłam się, za chwilę prawie biegnąc szedł w moją stronę. Ja tylko znowu zachichotałam i szłam dalej, a on razem ze mną. Po chwili się odezwał :
-Skoro idziesz tak pewnie, to na pewno wiesz gdzie idziemy. Więc gdzie?
-Oj cicho bądź i prowadź.
Uśmiechnęłam się do niego. Victoer zadowolony z wygranej wziął mnie za rękę, czego się nie spodziewałam, podskoczyłam, a ten głupek zaczął się ze mnie śmiać…
Weszliśmy do restauracji. Widać że Victoer jest tam znany bo każdy mu się kłaniał. Chciał zamówić najdroższe dania z karty, ale mu na to nie pozwoliłam. Zamiast tego zasugerowałam :
-Victoer. Nie obraź się, ale ja nie jestem typem dziewczyny, która leci na kasę. Uwierz też mam sporo kasy i może dlatego, ale po prostu nie lubię jak ktoś szpanuje kasą. Nie musisz mi kupować drogich rzeczy, biżuterii i najdroższych dań z menu. Mi starczy zwykłe danie, a jeżeli już chcesz wydać trochę kasy to możemy iść na jakąś imprezę. Po za tym chyba byłoby dzisiaj tak lepiej bo mój ubiór chyba tylko tam pasuje, albo na jakieś wyścigi.
-Nie uznaję Cię za taki typ dziewczyny, po prostu moim zdaniem zasługujesz na to co najlepsze. A jeżeli Cię uraziłem to przepraszam.
-Dobrze, nie gadajmy już o tym. Co proponujesz?
-Może dzisiaj imprezę, a wyścigi innym razem.
-Nie mów że się ścigasz. Ja po prostu kocham motocykle.
Victoer się uśmiechnął.
-To co? Idziemy na tą imprezę ?
-Jasne.
Znasz jakiś dobry klub?
-Całą masę, mała.
-Ej ! Wcale nie jestem taka mała.
Mówiąc to próbowałam się nie uśmiechnąć, co przychodziło mi z trudem.
-Oj przepraszam panią.
Nie wytrzymałam. Wybuchnęłam śmiechem, Victoer razem ze mną.
-Dobra to idziemy?
-Jasne. Pan dzisiaj rządzi.
Weszliśmy do klubu o nazwie „Ministry of Sound”. Z tego co mówił Victoer są tu najlepsi Dj-e na całym świecie. Po wejściu przeżyłam szok, po prostu brak słów do określenia tego klubu. Choć może się da, jest takie jedno słowo "zajebisty", ale to i tak za słabe określenie.
Podeszliśmy do lady z alkoholem. Victoer tylko się na mnie spojrzał i od razu się uśmiechnął widząc wyraz mojej twarzy, chyba własnie na taki efekt liczył. Nic nie pytał co chcę i chyba dobrze bo raczej nie byłabym w stanie nic powiedzieć,tylko zamówił drinki i poszliśmy do loży dla VIP'ów. Widzę że z naszej wcześniejszej rozmowy niewiele sobie robi. Mówi się trudno, nie będę przecież ciągle narzekać. Usiadłąm na przeciwko Victoera. Sądząc po wyrazie jego twarzy, twierdzę że liczył na to że usiądę obok niego. Widząc to tylko uśmiechnęłam się sama do siebie. Zrobiłam to specjalnie, musi się nauczyć że ja też mam coś do gadania, tak na przyszłość. Po chwili przyszła kelnerka z drinkami. Victoer się do niej uśmiechnął i wziął drinki, a ja myślałam że jej wydrapię oczy. Tak, jestem zazdrosna, chyba o to mu chodziło.
-Jak Ci się tu podoba?
-Po co głupio się pytasz, skoro wiesz?
Upiłam łyk drinka.
-Oj przepraszam księżniczkę.
-Ugh.. Ja nie jestem żadną tam księżniczką.
-Oj jesteś.
Teraz to on upił łyk drinka.
-Ja wiem swoje, a Ty swoje.
-Jesteś piękna jak się złościsz.
Puścił mi oczko.
Dobra, podejmuję się tej grze.
-A Ty jak tyle nie gadasz.
W tej chwili to co zrobił, nie spodziewałam się tego w ogóle. Podeszedł do mnie i zaczął mnie łaskotać. Mam takie łaskotki jak nikt inny, więc oczywiście zaczęłam się śmiać i piszczeć. Po chwili Victoer  się odezwał, a ja mogłam się uspokoić.
-Nadal tak sądzisz ?
Uśmiechnął się do mnie łobuzersko, a ja udawałam że się zastanawiam.
-Taak.
I w tym momencie Victoer znowu zaczął mnie łaskotać.
-Ju..ż..dos.yć..sto..p..prze..cież..ż.a.rto..wa..łam.
Wszystko mówiłam przez śmiech.
Nie lubię Cię.
Udawałam naburmoszoną dziewczynkę.
-Co ja z Tobą mam.
Uśmiechnął się i chciał powrócić na swoje miejsce, ale go obięłam rękami w pasie i się do niego przytuliłam. On się odwrócił, a ja myślałam że chce powrócić na swoje miejsce. Jednak myliłam się,odwrócił się po to, aby móc mnie przytulić. Chciałam żeby ta chwila trwała wiecznie. Niestety wszystko co dobre, kiedyś się kończy. Usłyszeliśmy krzyk, a dokładniej wołanie. Ktoś wołał Victoera, chwilę późzniej okazało się kto to był. To był Natan, tego się nie spodziewałabym. Mój dobry humor prysł. Po chwili Natan podszedł do nas z całą elitą, oprócz Jessicy.
-Siema stary!
Jak to faceci.
-Siema bydlaku!
Chwilę późzniej Victoer odezwał się do mnie :
-Poznaj..
-Wiem kto to jest. Chodzimy razem do szkoły, a właściwie do klasy.
Próbowałam powiedzieć to w miarę normalnie, ale tak średnio mi wyszło.
"Czy on zawsze i wszedzie musi być ?! "
Natan dobrze wiedział jak mnie wkurzyć, więc to wykorzystał.
-Możemy się do was przysiąść?
-Jasne.
Powiedziałam to siląc się na uśmiech.
Victoer usiadł i objął mnie swoim ramieniem. Pomału się uspokajałam, ale wscipski, dupkowaty Natan się odezwał.
-A wy jesteście razem?
-Ślepy jesteś czy co?
Odezwał się Victoer co mnie trochę zszokowało, ale nie oszukujmy się, mi to pasuje że z nim jestem.
-No no no. Gratulacje stary.
-Dzięki.
Po niedługim czasie do rozmowy przyłączyła się elita. Ja jako jedyna się nie odzywałam z chyba jasnych powodów. Widząc to, Victoer szepnął mi do ucha :
-Zatańczymy?
-Jasne.
Odszepnęłam.
Poszliśmy tańczyć, zostawiając całą elitę w loży.  Muszę przyznać że Victoer nieźle tańczy. Nie musieliśmy się do siebie odzywać. Wystarczał nam sam taniec i obecność drugiej osoboby.Po przetańczonych kilku piosenkach Victoer się odezwał :
-Co się stało? Dlaczego od kąd przyszedł Natan z elitą odezwałaś się raptem 3 razy?
-Victoer. Nie obraź się, ale po prostu nie lubię go, z resztą on m mnie też. Nie przepadamy za sobą jeżeli można to tak nazwać. Nie pytaj mnie już o to, proszę.
Powiedziałam to błagalnie.
-No dobrze.
-Idziemy się napić, a potem przyjdziemy dalej tańczyć?
-Okey.
Uśmiechnęłam się, dałam mu całusa w policzek i łapiąc go za rękę poprowadziłam go do loży.
Reszta wieczoru minęła dość normalnie, bez żadnych spin. Victoer odprowadził mnie do domu i wrócił do siebie. Gdy wróciłam do domu była już 2 w nocy, aby nikogo nie obudzić weszłam dość cicho. Myśląc że mi się udało zaczęłam zmierzać w kierunku schodów. Podskoczyłam, gdy usłyszałam głos Arii :
-No no no. O której to wraca się do domu moja panno?
I zaczęła się śmiać.
-Ale mnie przestraszyłaś.
-Jak było na randce?
-Porozmawiamy jutro okey? Jestem padnięta.
-Mam pytanie?
-Jakie?
-Czy Ty piłaś?
-Możliowe, a co?
-Ja pytam serio, Kati.
-Okey, okey. Piłam, ale tylko troszkę, 2-3 drinki. Mogę iść wreszcie?
-Możesz.
Odpowiedziała zrezygnowana.
Poszłam do góry, weszłam pod prysznic, nie wiem jakim cudem miałam jeszcze siły. Umyłam się, ubrałałam i wróciłam do pokoju. Szybko zasnęłam.
                                                                           ***
Niespodzianka, mam nadzieję że miła. Miałam dzisiaj taki napad weny że dopóki nie napisałam tej części nie mogłam się nad niczym skupić. Mam nadzieję że się podoba.
Jeżeli chcecie to mogę zostać.
                                                                           ***
Podoba się?
Mam zostać z wami i pisać dalej?
Nie za szybko wszystko się w tej części potoczyło?
Mogę jutro dodać kolejną część, ale potrzebuję motywacji ;)


                                                                                                                 Czekam na wasze komentarze.
                                                                                                                                         Pozdrawiam :**

niedziela, 29 czerwca 2014

ODCHODZĘ

Prawdopodobnie już nie zobaczycie 4 części, ani żadnych kolejnych części "Miłość zabija". Czytelność spada, tak samo jak ilość komentarzy. Pod żadną z poprzednich części nie było tak małej ilości wyświetleń i komentarzy,ani na blogu ani na quku.org.  Ja nie piszę i nie chcę pisać sama dla siebie. Ja doskonale znam całą historię i chciałam abyście wy ją poznali. "NIC NA SIŁĘ".
Przepraszam tych którzy chcieli to czytać. Miło się z wami "współpracowało", ale najwidoczniej nie piszę tak dobrze. Wiedziałam to od samego początku, ale miałam nadzieję że może z czasem to się zmieni. " NADZIEJA MATKĄ GŁUPICH".
Morał tego postu : ODCHODZĘ

                                                                                             Pozdrawiam wszystkich serdecznie. Żegnajcie.

środa, 25 czerwca 2014

Miłość zabija cz.3

                           Rozdział II

Znowu to samo.. Czy ja kiedyś wstanę normalnie? Cały czas tylko się budzę późno, aż dziwię się że jakoś daję radę przyjść prawie na czas na lekcje. Po prostu rutyna, męcząca, nudna rutyna.
Jak co dzień obudziły mnie wpadające do mojego pokoju promyki wiosennego słońca. Nie wiem jak to się dzieje skoro zasłony mam zasłonięte. Spojrzałam na zegarek i godzina która widniała na zegarku nie zadowoliła mnie. Zegar wskazywał godzinę 7.40.
 „Znowu to samo. Katerina weź się dziewczyno ogarnij wreszcie!” 
Sama mówiłam do siebie.
Po tym wszystkim wyskoczyłam prawie że z łóżka. Pobiegłam szybko do garderoby i wyciągnęłam ciuchy. Mój wybór padł na miętowe rurki i czarną markową bluzkę, oraz czarne convers’y i srebny naszyjnik z moim imieniem. Dostałam go od ojca i mamy na moje 16 urodziny, od tego momentu zawsze go noszę. Weszłam do łazienki i jak dotąd jak na mnie rekordowym tempie ubrałam się i zrobiłam makijaż. Oczy pomalowałam na szaro-miętowy kolor, podkreśliłam je czarną kreską, usta pomalowałam błyszczykiem z utrwalaczem, policzki wzięłam lekko różem, rzęsy wzięłam mocniej niż zwykle, a na samym początku oczywiście wzięłam lekki podkład.
Prawie że zbiegłam na dół do kuchni, nie byłam głodna więc wzięłam tylko drugie śniadanie. Wybiegając z kuchni wpadłam na Anabell i Philipa. Ten drugi nie miał zbytnio szczęścia bo niósł zakupy kupione przez Anabell i kilka butelek drogiego wina i whiskey . Jak domyśliłam się, niósł to, dlatego że ojciec z mamą niedługo wracają. Wpadłam na nich i przewróciłam Philipa, na skutek czego chłopak upuścił zakupy i wypuścił z dłoni butelki. Anabell zdążyła jakimś cudem złapać whiskey i choć jedną butelkę wina, reszta upadła na podłogę przy czym szkło pękło i zawartość butelek została wylana na podłogę.
„Będę miała przekichane. Ojciec się wścieknie, tak samo jak Philip”
-Katerino!
-Przepraszam ja nie chciałam.
-Nie krzycz tak na nią Philipie. Nie jest bez winy, ale to też nie jej wina. To my powinniśmy zadbać o to, aby zakupy dostarczyć cało.
-Jak mam nie krzyczeć na nią pani Fillands skoro przez to szef obetnie nam z pensji, a i tak nie zarabiamy dużo.
-Uspokój się naprawdę, krzyk w niczym nie pomoże. A propos, Katerino, dlaczego nie jesteś w szkole.
-Właśnie się wybierałam tam, ale wtedy wpadłam na was. Ja naprawdę nie chciałam.
-Dobrze kochanie, jakoś to załatwimy, a teraz zmykaj do szkoły.
Cała Anabell, nigdy się nie gniewa, zawsze pomaga i ogólnie. Kocham ją jak babcię.
-Philipie przepraszam, przepraszam Cię i obiecuję o to, aby ojciec nie odjął Ci pieniędzy z pensji. Przepraszam was naprawdę i obiecuję że na pewno to załatwię, ale teraz już muszę iść do szkoły.

Pobiegłam do szkoły, ale za wiele to mi i tak nie dało bo przez te wydarzenia jestem spóźniona już 20 minut. Pomyślałam że nie opłaca się i zatrzymałam się koło parku.
Nie było tam nikogo, zresztą jak zwykle. Usiadłam pod drzewem i zaczęłam rozmyślać.
Doszłam do wniosku że nie chcę tak żyć. Mam dość tej rutyny, zwykłej rutyny. Ciągle to samo. Od 16 lat żyję tak samo. Nauka, dom, to tylko ciągle jest w moim życiu ważne. Czuję pustkę, nie moralną, ale duchową. Jako mała dziewczynka lubiłam oglądać bajki o księżniczkach, które po odnalezieniu swojego księcia wreszcie są szczęśliwe. Niektórzy zazdroszczą mi tego jak żyję. Domu, ciuchów, rzeczy, ale nie ma czego. Wszystko w naszym życiu jest ważne, ale wszystko ma swoje granice. Nie tylko rzeczy takie są ważne, ważniejsza jest miłość, której z wielką pewnością jak i przykrością stwierdzam że mogę innym pozazdrościć. Nie czuję się kochana przez rodziców , ponieważ mam odczucie że pieniądze dla nich są ważniejsze. Dla mnie nigdy nie znajdują czasu, ponieważ pracę stawiają na I miejscu. Praktycznie od kąd skończyłam 2 lata zajmuje się mną Anabell. Zawsze tak było i jest do dzisiaj. Ale nie o to mi teraz chodzi. Mam na myśli to że chciałabym wreszcie się zakochać, zobaczyć jak to jest. Nigdy nie miałam chłopaka, więc naprawdę nie wiem. Mam nadzieję że w końcu się przekonam.
W pewnym momencie tak jakby coś mnie samoistnie wyrwało z rozmyślania, a mianowicie moja podświadomość podpowiadała mi żebym sprawdziła godzinę. Wyciągnęłam telefon i sprawdziłam godzinę, jest 8.40, a druga lekcja zaczyna się o 8.55. Wstałam, otrzepałam na wszelki wypadek spodnie z tyłu, wzięłam torbę i powoli poszłam do szkoły.
Po paru minutach weszłam do szkoły i udałam się w kierunku szatni, w pewnym momencie zorientowałam się że nie mam po co iść bo nie wzięłam żadnego sweterka ani nic zbędnego ze sobą do szkoły i zawróciłam. Poszłam pod salę z nadzieją że Natan odpuści, ale dzisiaj był nieźle wkurzony. Tylko podeszłam pod salę, a elita na czele z Natanem spojrzała się kpiarsko na mnie. Tylko brakowało tam kogoś, a m.in. Jessicy Hacherst – blondi. Zdziwiło mnie to na początku, ale po chwili wróciły do mnie wydarzenia z poprzedniego dnia. Poszłam i usiadłam na ławce pod salą, założyłam słuchawki na uszy na na całą epe puściłam piosenkę. Kilka minut później zadzwonił dzwonek, niechętnie wyłączyłam muzykę i weszłam do sali. Miałam mieć teraz biologię. Usiadłam na swoim miejscu i przez 45 minut musiałam słuchać tego faceta. Sporo nam zadał, ale to nic, jakoś dam radę.
Kolejne kilka dni minęło bez zmian, czyli dom, szkoła, dom, cały czas zamykało to się w taką „pętlę”.
Dzisiaj jest piątek, więc wracają rodzice, a jutro ma przyjechać Aria, ponad to nie sama, ale ze swoim chłopakiem. Na początku byłam zła na Arię bo nic nie mówiła że ma chłopaka, ale nie umiem się na nią gniewać długo, więc szybko odpuściłam. Zawsze, gdy mam jakieś problemy, albo coś, uciekam od nich. Nie pochwalam tego, ale inaczej nie umiem.
Jak zwykle, gdy rodzice przyjeżdżają dom jest wysprzątany na błysk. Śmieszy  mnie to, ale cóż, wiem że każdy boi się stracić tą posadę. Moi rodzice są wymagający, ale rekompensatą jest spora sumka pieniędzy, która wpływa co miesiąc na konta naszych pracowników.
W pewnym momencie usłyszałam dzwonek do drzwi i to że cała służba oderwała się od pracy, po tym wywnioskowałam że rodzice wrócili. Zdecydowałam się zejść na dół i przywitać rodziców, co u mnie jest rzadko spotykane.
-Witaj tato. Witaj mamo.
-Witaj córeczko.
Krzyknęli niemal chórem, gdy mnie zobaczyli.
-Jak było w delegacji?
-Choć do salonu to porozmawiamy.
Anabello zastaw stół i podaj nam posiłek.
-Już podaję, proszę pana.
Poszliśmy do salonu, gdzie po chwili Anabell przyniosła nam obiad. Przez chwilę panowała cisza, którą przerwał mój ojciec. Zaczęli mi opowiadać po co pojechali, gdzie i co robili itp. Szczerze, to mało mnie to obchodziło, ale ze względu na to że spędzamy bardzo mało czasu razem, wolałam tego posłuchać i zjeść z nimi wspólny posiłek co w tym domu jest rzadkością. Po skończonym posiłku obejrzałam z nimi jeszcze coś w telewizji i poszłam do siebie do góry.
Dzisiaj już nie rozmawiałam z Arią, ponieważ nie było to nawet możliwe. Nie mogę się doczekać kiedy przyjedzie, tylko szkoda że będzie tu ze swoim chłopakiem. Miałam zamiar z nią porozmawiać, spędzić ten czas jak to mówią po babsku, ale teraz wiem że to nie możliwe.
Rozmyślając tak, zasnęłam.
Dzisiaj jak wstałam, czułam się inaczej niż zwykle. Tryskałam szczęściem. Miałam przeczucie że dzisiaj coś się zmieni w moim życiu. Moje zwykle szare oczy, miały coś w sobie niezwykłego, jakby iskierki w nich tańczyły, ponad to, moje oczy nie były już szare, tylko przeważał kolor zielony. Z nadzieją na lepszy dzień niż zwykle wyszłam z łóżka i poszłam do garderoby. Zawsze chodzę w ciemnych ciuchach, lecz dzisiaj postawiłam na coś bardziej żywego. Założyłam limonkową sukienkę ( wycięta bardziej z przodu, puszczona bardziej z tyłu) do tego czarne baleriny i jeansową kurteczkę, do tego mój naszyjnik. Przedtem zrobiłam lekki makijaż i zeszłam na dół na śniadanie. Rodzice już siedzieli i spożywali posiłek, a ja tylko powiedziałam z uśmiechem „ Dzień dobry i smacznego” i zajęłam się jedzeniem. W pewnym momencie uświadomiłam że rodzice nic nie wiedzą o przyjeździe mojej przyjaciółki.
-Mamo ? Tato?
-Coś się stało córeczko?
-Nie.
Chciałam tylko wam powiedzieć że przyjeżdża dzisiaj do mnie Aria, ale nie sama tylko ze swoim chłopakiem.
-Nie wiem czy to dobry pomysł.
Wiedziałam że mama tak łatwo nie pozwoli na to.
-Dlaczego?
Przecież nic złego się nie stanie. No proszę was.
Zrobiłam oczy jak kot ze Shrek’a. Wiedziałam że to nie potrzebne bo i tak zrobiłabym co chcę, ale nie chcę, aby rodzice go niemiło przyjęli.
- Eh.. No dobra. Tylko następnym razem wcześniej nas powiadamiaj o takich sprawach.
Wiedziałam że ojciec się przełamie.
-Dziękuję.
Dałam mamie i tacie po buziaku w policzek i zniknęłam za drzwiami kuchni. Zostało jeszcze kilka godzin bo mieli tu przyjechać pod wieczór. Zastanawiałam się co mogę robić przez ten czas i po chwili zdecydowałam że pójdę do parku. Niemal ze wbiegłam do kuchni, wyciągnęłam z szafki bułkę dla siebie, dla ptaków chleb i wyleciałam z kuchni z prędkością światła. Rodzice nie wiedzieli o co chodzi, chciało mi się z nich śmiać. Pobiegłam jeszcze do góry po swoją torebkę, słuchawki od telefonu, szkicownik i te inne pierdoły. Zabrałam to wszystko i już normalnie zeszłam na dół po schodach. Służba patrzyła się na mnie jak na wariata, w sumie nie dziwię się, ja tylko uśmiechnęłam się i wyszłam z domu.
Usiadłam na ławce i wyciągnęłam to co wzięłam dla gołębi. Okazało się że też wzięłam orzechy dla wiewiórek. Bardzo lubię siedzieć na ławce karmić wiewiórki i gołębie oraz słuchać śpiewu ptaków ,sprawia mi to dużą przyjemność. Orzechy wzięłam z przyzwyczajenia. Jesienią często tu przychodzę i zazwyczaj karmię wiewiórki, teraz te orzechy są zbyteczne, ponieważ mamy wiosnę i rzadko, a właściwie w cale nie można spotkać żadnej wiewiórki. Zazwyczaj park był pusty, lecz dzisiaj był tam chłopak.
Miał zielone oczy, włosy w odcieniu ciemnego blondu , wysoką, dobrze zbudowaną sylwetkę ciała oraz coś w sobie takiego że nie mogłam oderwać od niego wzroku. Od razu mi się spodobał , bardzo chciałabym poznać go bliżej .Wpatrywałam się w niego przez dłuższą chwilę, na czym zostałam przyłapana. Szybko wzięłam woreczek z chlebem, pokruszyłam chleb i zaczęłam karmić gołębie. Myślałam że w ten sposób jakoś zmylę go czy coś ale bez skutku. Coś mnie ciągnęło w jego stronę. Po chwili nieznajomy mi dotąd chłopak ruszył w moim kierunku. Nie wiedziałam co robić , zaczerwieniłam się i zwiesiłam głowę udając że go nie widzę . Nagle usłyszałam jakiś głos mówiący :
- Cześć. Zobaczyłem że patrzysz się na mnie więc podszedłem..
Zawstydzona na chwilę zamarłam , w końcu odpowiedziałam :
-A co już patrzeć nie można.
Zażartowałam.
- Jestem Katerina. .A Ty jak się nazywasz przystojniaku?
Cały czas PRÓBOWAŁAM żartować.
-Hmm ..ładne imię.. Nazywam się Victoer Masher.
-Dziękuję.. twoje też całkiem ,całkiem…
Mówiąc to uśmiechnęłam się.. Victoer również się uśmiechnął..
Rozmawialiśmy tak jeszcze 2-3 godziny, ale nie tak sztywno jak teraz. W pewnym momencie Victoer zaproponował :
-Może poszlibyśmy jutro na jakąś kawkę lub jakiś obiad ?
Nie wiedziałam co powiedzieć bo przecież ma Aria przyjechać. Zdecydowałam się, aby odpowiedzieć :
-Z miłą chęcią ,ale teraz przepraszam.. muszę już iść. O to mój numer…
Spojrzałam na godzinę w telefonie, jest 16.35. Zostało mało czasu do przyjazdu Arii i jej chłopaka, obiecałam że odbiorę ich z lotniska. Jeżeli faktycznie mam ich odebrać z tam tąd to muszę się pospieszyć. Schowałam do kieszeni telefon i popędziłam w kierunku domu. Wpadłam do domu jak burza i latałam jak głupia szukając Charles’a. Już drugi raz pod rząd cała służba patrzyła się na mnie jak na wariatkę. W końcu postanowiłam pójść do Anabell.
-Anabell, widziałaś może Charlesa?
-Tak..właś..
-A gdzie?
-Właśnie pojechał zawieźć Twoją mamę na plan filmowy.
Dlaczego akurat teraz..?
Powiedziałam sama do siebie.
-A dlaczego go szukasz?
-Obiecałam Arii że odbiorę ich z lotniska.
-Może poproś Philipa żeby zawiózł Cię..
„Nie, tylko nie Philip. Nienawidzę tego chłopaka.”
Nic już nie mówiąc odeszłam. Sprawdziłam znowu, która jest godzina, okazało się że to bieganie po domu zajęło mi więcej czasu niż myślałam. Jest już 16.55. Zdecydowałam się napisać do Arii że trochę się spóźnię.
„Co ja mam teraz zrobić ? Przełamać się i poprosić Philipa, żeby mnie tam zawiózł ?”
„Dobra, podjęłam decyzję. W końcu czego nie robi się dla przyjaciół.”
Zdecydowałam się poprosić Philipa, aby mnie tam zawiózł. Przemierzałam coraz to szybciej dom z nadzieją że gdzieś w końcu znajdę go. Znalazłam go na zewnątrz jak czyścił samochód.
-Dzień dobry.
-Cześć.
-Mógłbyś mnie zawieźć na lotnisko?
-Nie mogę teraz. Mam obowiązki przydzielone przez Twojego ojca z których muszę się wywiązywać.
-No proszę Cię. Tylko jeden jedyny raz.
Zrobiłam maślane oczka jak kot ze Shreka. Coś za często tak robię, ale nic nie poradzę że często są sytuacje gdzie uważam za wyższą konieczność robienie tych oczek.
-A co z tego będę miał, hm?
Na jego twarz wkradł się szyderczy uśmiech.
-A co chcesz?
Udawał że myśli.
-Buziak.
Puścił mi oczko i poszedł do samochodu.
- Buziaka? Jeszcze czego. Jak już to w ryj możesz dostać.
Powiedziałam cicho, ale ten i tak usłyszał.
-Słyszałem!
-Oj tam nie marudź .
Siedząc w samochodzie modliłam się tylko żeby szybko dojechać na to lotnisko bo Philip powrócił, czyli zaczął mnie wnerwiać. Nie wiem czemu, ale praktycznie wszystko co wychodzi z jego ust mnie wkurza, po prostu ten chłopak nie przypadł mi od samego początku do gustu. W pewnym momencie „wyłączyłam się” i przestałam słuchać tego chłopaka. Rozmyślałam nad tym spotkaniem w parku i nad przyjazdem Arii. Zastanawiało mnie dlaczego akurat do mnie podszedł i zdecydował się do mnie odezwać, przecież mógł olać to że na niego się gapiłam, a jednak tego nie zrobił, nie rozumiem tego. Może los w końcu do mnie się uśmiechnął? Może warto spróbować?
Moje rozmyślania przerwał Philip.
-Ej mała.. Hallo.. Żyjesz?
-Um.. Co?
-Jesteśmy.
-A tak.. Poczekaj tu, a ja zaraz przyjdę.
Wybiegłam z samochodu i pobiegłam w stronę Arii i jakiegoś chłopaka, domyśliłam się zaraz że to jej chłopak.
-Hej kochana. Jak ja się za Tobą stęskniłam.
Przytuliłam ją mocno, a ona zrobiła to samo.
-A to kto? Co to za przystojniak?
Puściłam jej oczko, a ona się zaśmiała.
-Kati poznaj to jest Leon.
-Hej. Miło mi.
-Leon poznaj to jest Kati czyli Katerina, moja przyjaciółka.
-Hej. Miło mi.
-Idziemy?
Uśmiechnęłam się do nich.
-Okay. Idziemy.
Ruszyliśmy w stronę samochodu. Widząc że się zbliżamy Philip wysiadł z samochodu i wziął od nich bagaże i schował do bagażnika. W samochodzie Aria się mnie zapytała :
-To Twój chłopak?
Powiedziała to za głośno, a ja na to pytanie wraz z Philipem zaragowaliśmy niekontrolowanym śmiechem. Aria nic nie zrozumiała z tego więc jej powiedziałam :
-Ja z nim? W życiu.
On u nas pracuje, jest lokajem, a czasami moim prywatnym szoferem.
-A te maślane oczka które robisz do mnie?
-Nie bądź śmieszny.
To była wyższa konieczność.
Mówiąc to wyszczerzyłam się jak głupia.
-Okay. Rozumiem..
W tym momencie na jego twarz wkradł się łobuzerski uśmiech. Na początku nie rozumiałam o co chodzi, ale jak dokończył wszystko było jasne.
-(..) w takim razie następnym razem będziesz musiała poradzić sobie sama. A tak w ogóle pamiętaj o nagrodzie.
Mówiąc to wyszczerzył się jak głupi i w tym momencie ukazał się szereg białych zębów.
-O co Ci znowu chodzi. Jaka nagroda..?
Chwilę myślałam i przypomniało mi się co podczas naszej rozmowy sobie „zażyczył”
Już wiem i wybij sobie to sobie z głowy. Jedynie w ryj możesz dostać jak chcesz.
Aria i Leon nic nie rozumieli więc zaczęłam opowiadać :
-Widzę że nic nie rozumiecie więc wam wytłumaczę…
Zaczęłam im opowiadać, a oni albo mnie uważnie słuchali albo chociaż tak dobrze udawali.
Na tym opowiadaniu zleciała nam „podróż” i za nim się obejrzeliśmy usłyszeliśmy jak Philip mówi:
-Już jesteśmy na miejscu. Wysiadajcie.
Wyszliśmy z samochodu, Philip wziął walizki i zaniósł je do domu, a potem do pokoju przygotowanego dla Arii i Leona. My zostaliśmy na dole.
-Opowiadajcie. Jak się poznaliście?
-Hmm… Leon, powiemy jej?
Aria się zaśmiała, a Leon po chwili podłapał co Aria kombinuje i jej odpowiedział :
-No nie wiem, nie wiem.
-Oj no, nie bądźcie tacy.
-No dobra.
Powiedzieli chórem.
-Kto opowiada?
Spytała Aria ,Leona.
-To Ty opowiadaj kochanie.
-Okay.
Aria chciała już opowiadać, ale ja jej przerwałam i się spytałam:
-Ej.. Może najpierw poproszę Anabell żeby zrobiła nam coś do jedzenia i picia, co?
-Okay.
Powiedzieli znowu chórem.
-Co chcecie?
-Liczymy na niespodziankę czyli co nam podadzą to my zjemy.
Uśmiechnął się miło Leon.
-Okay. Poczekajcie, a ja zaraz wrócę. Muszę znaleźć Anabell najpierw.
-Okay. My poczekamy.
Poszłam do kuchni z zamiarem znalezienia Anabell. Nie musiałam się za bardzo trudzić, ponieważ Anabell była w kuchni i robiła kanapki.
-O dobrze się składa.
Mogłabyś zrobić nam kolację, to znaczy dla trzech osób, dla mnie, Arii i Leona- jej chłopaka?
-Oczywiście. Ja zaraz zrobię, a Ty idź drogie dziecko do swoich gości.
Uśmiechnęła się czule do mnie.
-Dziękuję.
Wchodząc do salonu zobaczyłam całującą się Arię z Leonem.
„Ładna z nich parka.”
Chwilę myślałam czy aby się nie wycofać i poczekać aż skończą ale zdecydowałam inaczej.
Wiem jestem bez serca.
-No ładnie zostawiam was na kilka minut, a tu takie rzeczy się dzieją.
Odskoczyli od siebie jak poparzeni. Aria zrobiła się czerwona jak burak natomiast Leon się odezwał i powiedział :
-Musiałaś? Dziewczyno czy Ty nie masz serca?
Zażartował.
-Leon..
-Oj dobra.. spokojnie gołąbeczki.. będziecie mieli jeszcze dużo czasu.
Puściłam im oczko, a Aria jeszcze bardziej zrobiła się czerwona.
Za chwilę Anabell przyniesie nam coś do przegryzienia, ale w między czasie domagam się usłyszenia historii.
Uśmiechnęłam się do nich. Aria się wyprostowała, ale nie na długo bo Leon zaraz wziął ją na kolana, a ona się w niego wtuliła i w końcu zaczęła opowiadać.
-Jak wiesz chodzę do szkoły typowo muzycznej, właśnie tam poznałam Leona. Jest gitarzystą w zespole rockowym i jest ode mnie o 3 lata starszy.
Nie lubię rockmenów i tego się trzymałam, ale do pewnego czasu. Leon cały czas się za mną uganiał i dla świętego spokoju zgodziłam się żeby bardziej go poznać. Wydawał się inny niż rockmeni o których się słyszy. Jest rockmenem bo gra w zespole, ale to nie jest sam rockmen, to jest chłopak z pasją i uczuciami. Na początku traktowałam go jak kolegę, ale po pewnym czasie szybko się to zmieniło. Zaprosił mnie na randkę czyli w jego wykonaniu piknik pod gwiazdami, na drugą na swój własny koncert gdzie zaśpiewał utwór specjalnie napisany i oczywiście zadedykowany dla mnie. Wszystko działo się w niewielkich odstępach czasu, ale nie żałuję bo mam przy sobie osobę którą kocham nad życie.
Wiem że to nie jest aż tak bardzo romantyczna historia, ale dla mnie tyle starczy. Wolę żeby była taka i prawdziwa niż inna i fałszywa.
-Życzę wam szczęścia, naprawdę kochani.
Obydwoje się uśmiechnęli. Leon pocałował czule Arię w czoło i mocno ją objął, a ona się w niego wtuliła.
-Ja idę zobaczyć gdzie jest Anabell.
Uśmiechnęłam się do nich i poszłam do kuchni. Anabell mnie przeprosiła za to że musieliśmy tak długo czekać i razem ze mną poszła do pokoju. Podała nam posiłek i szybko się „ulotniła”.


Reszta wieczoru minęła nam na rozmawianiu i oglądaniu telewizji. W między czasie pojawili się rodzice, ale nie na długo. Jak się szybko pojawili tak szybko zniknęli. Chciałam porozmawiać z Arią o nowo poznanym chłopaku w parku, ale odpuściłam sobie. Chciałam pozwolić im nacieszyć się sobą.
Pożegnałam się z nimi i poszłam do siebie. Zdecydowałam że nie będę już wchodzić na nic w internecie i w ogóle nie będę dzisiaj włączać laptopa. Poszłam się umyć i leżąc w łóżku nie mogłam zasnąć, wtedy znowu wróciły różnego typu pytania. Na żadne z nich nie umiałam odpowiedzieć, jedynie co mogłam zrobić to, to że poczekam co los sam zdecyduje, a wtedy możliwe że znajdę odpowiedź, która może nawet mnie zranić. Mam nadzieję że złych odpowiedzi nie będzie, ale nie mam na to wpływu i jeżeli będzie źle będę musiała przez to przebrnąć. Myślałam tak długo aż w końcu zasnęłam.
                                                                               ***
Przepraszam że tak długo nie piszę, ale nie jestem w stanie po prostu, nie mam nawet takiej możliwości aby szybciej pisać i to udostępniać. Mam nadzieję tylko że pomimo tego będziecie ze mną do końca opowiadania.
Nawiązując do tej części oraz rozdziału :
Wiem że ten rozdział jest sztywny, nawet raczej nudny, ale nie mam jeszcze takiej wprawy jak inni. Nie chcę przesadzać z doskonalością, ideą tych części, więc może dlatego tak piszę, ale jeżeli chcecie żebym pisała aż do przesady z najmniejszymi szczegółami to na waszę życzenie spróbuję się dostosować i w końcu pisać jakoś ciekawie.
I jeszcze jedno jeżeli chcecie to napiszę pożądną charakterystykę bohaterów i dodam ich zdjęcia.
Za  błędy i przeciąganie z dodaniem przepraszam. Liczę na wasze komentarze i jestem prazygotowana na krytykę z waszej strony oraz sugestie dotyczące opowiadania.
                                                                                                                                         Pozdrawiam :**

środa, 18 czerwca 2014

Co dalej? Koniec?

Ze względu na brak komentarzy i małą czytelność bloga zastanawiam się nad tym czy jest w ogóle jakiś sens prowadzenia go. Napiszę może tutaj jeszcze 2-3 części, a jeżeli nadal nic się nie zmieni to będę zastanawiała nad tym czy prowadzić go dalej.
_____________________________
DLA ZAINTERESOWANYCH :
Piszę już 3 część "Miłość zabija" i pytanie do was :
Jak długo ma trwać rozdział "Zwykła rutyna" ?
Ma jeszcze trwać kilka części czy chcecie już wątek miłosny?
Jestem skłonna do przyspieszenia tego opowiadania bo szczerze sama się przyznam że ten rozdział mnie nudzi i męczy, ale jak sama nazwa wskazuje rutyna jest zwykła.

A jeżeli chodziło o to że nie można było komentowac z anonima to już załatwione, od dzisiaj można. Mam nadzieję że dzięki temu pojawią się komentarze.
____________________________________
Mam nadzieję że chociaż pod tym postem będą komentartze bo nie wiem czego oczekujecie ode mnie.
Powiem jedno tylko..Następne rozdziały i części nie będą monotonne tak jak "Zwykła rutyna".

czwartek, 12 czerwca 2014

Miłość zabija cz.2

Przepraszam że tak długo nie dodaję, ale nie mam zbytnio czasu. Ciągle na drodze do napisania kolejnej części stawają mi jakieś przeszkody. A to raz próba, a to raz nauka, a to czasami potrzebujący mnie znajomi i wiele wiele innych spraw. Postaram się z biegiem czasu dodawać częściej kolejne części. Postaram się również, aby one były owiele dłuższe. Wiem że jak narazie przynudzam, ale po prostu muszę jakoś dojść do tego momentu w którym zacznie się dziać. W życiu nie jest łatwo, a w tym opowiadaniu chcę też w miarę to odzwierciedlić.

Dziękuję odważnym,którzy zdecydowali sie pod poprzednią częścią zamieścić komentarz. Wiele to dla mnie znaczy.
Życzę miłego czytania i z góry przepraszam za jakiekolwiek błędy.
                                                                                                                                  Pozdrawiam :**                                                                  
                                                                         ***
Następnego dnia obudził mnie jakiś huk dochodzący z dołu, przynajmniej tak mi się zdawało. Otworzyłam leniwie oczy i spojrzałam na zegarek, który wskazywał 7.30 "Znowu to samo, zaspałam ! Muszę kupić głośniejszy budzik." Nie czekając ani chwili dłużej wstałam i podeszłam do szafy, a raczej weszłam w głąb garderoby. Wybrałam bordową bokserkę, czarne spodnie ,pod kolor góry stroju buty na koturnie, a do tego jeszcze jakiś naszyjnik. Nie lubię zbytnio jakiś markowych ciuchów, więc staram się ubierać w miarę normalnie.. Poszłam do łazienki, gdzie zrobiłam lekki makijaż, a następnie wzięłam torbę z książkami i szybkim krokiem udałam się do kuchni. Dzisiaj nikogo w kuchni nie było, jedynie na stole czekało moje śniadanie, jak dla mnie przesadne. Mi by wystarczyłyby  zwykłe kanapki i herbata, ale na polecenie rodziców codziennie rano na stole znajduje się obfite śniadanie, rzadko udaje mi się przekonać Anabell ,gdy nie ma rodziców na normalne śniadanie. Zjadłam szybko część przygotowanego posiłku, ponieważ całość jest za duża jak dla mnie do spożycia. Wzięłam jeszcze drugie śniadanie i tradycyjnie pobiegłam do szkoły.

Zdyszana wleciałam do szatni i jak zwykle wszystkie plastiki zwróciły głowy w moją stronę. „Czy to się kiedyś zmieni?”
-Co się tak gapicie?! Jakiś problem?!
-Zamknij mordę!
Wszystkie krzyknęły chórem. Nie odezwałam się już, ponieważ za 3 minuty zaczyna się w-f, a ja nie mam ochoty słuchać pretensji wuefisty. Przebrałam się i o dziwo dziś nie spóźniłam się aż tak bardzo, tylko kilka minut.
„No nic. Mówi się trudno”
Jak zwykle wszystkie plastiki siedziały na ławce, norma. Zaczęłam biec te kilka okrążeni z nadzieją że nauczyciel nie zauważył mojego spóźnienia. Graliśmy w siatkówkę. Dziewczyny kontra chłopaki. W pewnym momencie poczułam dosyć silne uderzenie. Okazało się że dostałam w głowę piłką od siatkówki. Zgadnijcie od kogo.. od Natana. W tej chwili zrozumiałam że nasze stosunki są na drodze do szczytu nienawiści. Wkurzona wstałam i poszłam na serw. Akurat los tak chciał.. a właściwie ja że piłka zamiast uderzyć o podest boiska uderzyła w głowę pana ważnego. Nie chcielibyście teraz być w mojej skórze. Wkurwiony Natan zmierzał w moim kierunku z zaciśniętymi pięściami. Myślałam że mnie chyba zaraz zabije, ale w tej chwili podeszła do niego blondi. Nie wiem czemu, ale Natan sobie odpuścił. Z wściekłego Natana, który wyglądał jak bestia ,zmienił się w tego lalusia jakim jest zazwyczaj. Zaczęliśmy dalej grać i tym razem obeszło bez zbędnych prowokacji z mojej i jego strony. Reszta tej lekcji minęła szybko. Zadzwonił dzwonek na przerwę i wszyscy prawie biegiem wyszli z sali gimnastycznej.
W szatni nie obyło się bez „rozmowy” z blondi.
-Biedna. Myślisz że jak zaczniesz go atakować to on zwróci na Ciebie uwagę? Śmieszna jesteś. On jest mój, a Ty się odwal od niego. Nie masz szans. 
Mówiła to śmiejąc mi się prosto w twarz.
- Myślisz żebym zwróciła uwagę na takiego lalusia jak on, śmieszna jesteś. Mam większy poziom IQ niż cała wasza elita.
Z nie mniejszą kpiną w głosie to powiedziałam. Pomimo to jak do niej się odzywam nie podoba mi się kierunek w którym zmierza ta „rozmowa”. Owszem chcę jej jakoś dopiec, ale męczące już są dla mnie te kłótnie. Od dwóch lat ciągle to samo.
- Jak śmiesz tak mówić, co?!
-Mówię to co chcę, a Ci gówno do tego. A teraz przepraszam, ale wolałabym spędzać czas z kimś kto ma mózg większy niż orzeszek. Żegnam.
Nic się nie odezwała, a ja zadowolona z przebiegu jakże interesującej rozmowy po prostu wyszłam z szatni. Akurat wtedy zadzwonił dzwonek. Postanowiłam jeszcze złożyć wizytę przywódcy elity. Na moje szczęście, a może nieszczęście za chwilę z szatni wyszedł Natan.
- Trzymaj z daleka tą swoją blondi bo inaczej następnym razem nasza jakże interesująca rozmowa przyniesie Ci i jej nieokreślone skutki. Zrozumiano?
Nic nie odpowiedział.
-Cieszę się że się rozumiemy.
Odeszłam od niego kierując się do sali gimnastycznej. Na tej lekcji mieliśmy mieć piłkę nożną. Nie przepadam za nią głównie dlatego że nie mam opanowanej dobrej techniki i praktycznie nie umiem grać. Najprościej na świecie mi nie idzie i nic na to nie poradzę. Prawie całą lekcje grali chłopacy, a my ledwo co zaczęłyśmy i zadzwonił dzwonek. Jak dla mnie to może być, ale niektórzy nie podzielają mojego zdania. Oczywiście większość to chłopacy, ale to taki malutki szczegół. Przebrałam się i poszłam jeszcze do łazienki, aby poprawić lekko make - up. Jestem po prostu genialna. Rano zrobiłam makijaż, a nie pomyślałam że mamy w-f. Cały makijaż najzwyczajniej w świecie mi się rozmazał. Nie przejmuję się tak bardzo jak „plastiki” ale nie będę chodziła po szkole jak jakieś zombie. Wychodząc z łazienki uderzyłam kogoś drzwiami. Chwilę później okazało się że to nikt inny jak blondi.
„Pięknie. Znowu się zacznie”
Spiorunowała mnie wzrokiem, a ja nie wzruszona zbytnio tym poszłam pod salę.
Mam teraz mieć angielski. Zresztą jak codziennie. Chodzę do klasy, gdzie język angielski jest tu obowiązkowy, a w dodatku większość materiału, który inne klasy przerabiają w miesiąc my przerabiamy w niecałe dwa tygodnie. W mojej klasie język ojczysty, nie do końca dla mnie ojczysty język, czyli angielski jest traktowany z wielkim szacunkiem. Tak samo jak Polacy traktują język polski czy Polskę, Anglicy traktują język angielski, a nawet bardziej. Lekcje języka angielskiego mam codziennie po 2 godziny, a czasami jeżeli jest taka możliwość 3 godziny. Nie powiem, jest to męczące, no ale muszę to jakoś zdzierżyć.
I znowu dzwonek na lekcje. Nie wiem co jest gorsze siedzenie samej na przerwach czy słuchanie ględzenia nauczycieli.
„Brakuje mi trochę Olve. Szkoda że nie potrafimy w miarę normalnie ze sobą rozmawiać. Boli mnie to, ale jeżeli jej to pasuje i przez to jest szczęśliwa to może być tak. Jeszcze bardziej brakuje mi Arii.”
I tak rozmyślając przesiedziałam całą lekcję. Reszta lekcji minęła mi podobnie.
Wracając do domu idę koło parku lub przez park. Dzisiaj przechodząć usłyszałam jakieś krzyki. I to nie były jakieś krzyki tylko odgłosy kłótni. Poszłam kawałek dalej, aby zobaczyć co się dzieje. To był Natan z blondi czyli Jessicą. Darł się na nią. Chwilę się zastanawiałam czy to olać po prostu i pójść dalej czy zatrzymać się i dowiedzieć czegoś więcej, czyli ich podsłuchać. Oczywiście ciekawość wzięła górę. Podeszłam bliżej i schowałam się za starym murem.
- Jessica czy Ty zdajesz sobie sprawę z tego że jak się nie uspokoisz i nie darujesz sobie tych waszych „rozmów” to ona mnie wsypie do dyrektora albo gdzieś jeszcze?!
-Po 1 nie takim tonem! Po 2. Chciałam tylko Ci pomóc. Chciałam ją prosić żeby zostawiła Cię w spokoju, no ale ona mnie sprowokowała i dalej już się tak potoczyło!
- Ale ja nie potrzebuję pomocy! Sam sobie dam rade z nią!
-Kochanie..
- Żadne kochanie! Ty chyba nie zdajesz sobie sprawy z powagi sytuacji
- A może Tobie nie chodzi tylko o to że Cię wsypie, może Ci chodzi o nią, hm?! Zawsze Ci się podobała i nie wmówisz mi że jest inaczej.
-Zamilcz!
-Nie! Boisz się mi przyznać rację. Dupek!
-Nie przeginaj!
Natan był coraz bardziej wkurwiony. Teraz tylko modliłam się żeby przypadkiem jakoś mnie nie zobaczyli, bo nie wiem co by Natan zrobił gdyby mnie tu zobaczył. Jedno jest pewne.. nie było by dobrze.
-Bo co?!
-Niebawem się przekonasz.
-Grozisz mi?! Jak śmiesz!
Jesteś skończonym idiotą! Koniec z nami!
„No, no, ładnie. Pokłócili się o mnie.”
Dla własnego bezpieczeństwa i spokoju wycofałam się z owego miejsca i szybkim krokiem udałam się do domu. W takich chwilach nie wyobrażacie sobie nawet jaki potrafi być Natan.
Wróciłam do domu. Zdziwiło mnie to że w domu są obcy jacyś ludzie. Udałam się do kuchni z zamiarem spytania Anabell co w tym domu się dzieje.
-Dzień dobry, Anabell.
-Dzień dobry, Katerino.
Podać Ci do spożycia obiad?
- Ja nie w tej sprawie, ale skoro już jestem to proszę.
-Dobrze. Zaraz podam.
Gdzie sobie życzysz, abym zaniosła Ci posiłek?
-Jeśli można to zjem u siebie.
-Dobrze.
-Anabell..?
-Słucham.
-Co to są za ludzie u nas w domu?
- Ojciec Ci nic nie mówił z matką?
-Co miał mówić?
-To są malarze i projektanci wnętrz. Twój ojciec razem z twoją matką zdecydowali że odnowią wystrój waszej willi.
-Aham. Jak długo są? Długo tu zostaną?
-Zaczęli już dziś rano, gdy Ty spałaś. A „remont” prawdopodobnie będzie trwał do przyjazdu twoich rodziców.
-To już wiem co to za huk mnie rano obudził.
Uśmiechnęłam się lekko, a kobieta odwzajemniła.
-Proszę. O to twój posiłek.
-Dziękuję.
-Coś jeszcze sobie życzysz?
-Nie, dziękuję. Jakby co to zawołam lub nacisnę powiadomienie.
Powiadomienie- gdy czegoś chcę wystarczy że napiszę co lub po prostu nacisnę guzik w elektronicznym gadżecie i za chwilę ktoś do mnie przychodzi na górę.
Poszłam do góry, zjadłam obiad i wzięłam się za odrabianie lekcji. Było ich sporo. Czasami mam wrażenie że nauczyciele uwzięli się na nas. Potem się pouczyłam i zadzwoniłam następnie do Arii na skeypie.
-Hej kochana.
-Hej. Nie wiesz jak się za Tobą stęskniłam.
-Ja za Tobą też.
-Opowiadaj co u Ciebie słychać.
-Hmm…Ciągle to samo.. zwykła rutyna.
Dzisiaj się dowiedziałam że w naszej willi będzie przeprowadzony remont. Nie za bardzo mi się to podoba, ale nie mam oczywiście nic do gadania. Chyba dlatego dowiedziałam się o tym ostatnia.
A u Ciebie co słychać?
-U mnie podobnie. Same nudy i dużo nauki. Zaczyna to być meczące. Wiesz że kocham chodzić na zajęcia do szkoły muzycznej, no ale bez przesady. Ciągłe próby, a do tego muszę jeszcze chodzić do normalnej szkoły. Dobrze że niedługo będę miała wolne.
A właśnie co byś powiedziała na mój przyjazd?
-To wspaniały pomysł! Kiedy przyjedziesz?
Uśmiech nie schodził mi z twarzy.
-Jeszcze tydzień i będę miała dwa tygodnie wolnego. Coś w stylu ferii zimowych, ale te raczej trzeba nazwać wiosennymi.
-Nie wiesz jak bardzo się cieszę!
-Ja tak samo!
A jak w szkole?
Momentalnie uśmiech zszedł mi z twarzy. Aria to zauważyła.
-Aż tak źle?
Humor nie poprawiał mi się więc Aria coraz bardziej zaczęła się niepokoić.
-Od dwóch lat to samo. Opowiadałam Ci że ostatnio musiałam siedzieć z Natanem, a potem że podczas kłótni zaczęłam go szantażować. To dzisiaj na w-f ‘ie trochę też przegięłam.
Jak zaczęliśmy grać w siatkę to dostałam piłką w głowę od Natana. Wkurzyłam się, a że byłam akurat na serwie to tak jakoś wyszło że z nerwów nie myślałam i oddałam mu podczas serwu. Natan się wkurzył i no i z zaciśniętymi pięściami zaczął kierować się w moją stronę. W ostatniej chwili podeszła do niego Jessica i nie wiem jak ale go uspokoiła. Potem w szatni przeprowadziłam po prostu przemiłą rozmowę z blondi. Jak zwykle wkurwiona wyszłam z tam tąd i poszłam „porozmawiać” z Natanem. Zaczęłam mu znowu grozić. Potem wracając do domu przez park usłyszałam jakieś krzyki i okazało się że to Natan wrzeszczy na Jessicę. Podeszłam, aby ich podsłuchać, czy jak wolę dowiedzieć się więcej, no i się dowiedziałam sporo. Pokłócili się częściowo o mnie i w pewnym momencie zagalopowali się i Jessica zerwała z Natanem. Teraz na pewno Natan i Jessica chociaż są osobno to nie dadzą mi żyć.
-Kati. Co ja Ci mówiłam, co? Miałaś panować nad swoimi emocjami i olewać zaczepki ze strony Natana lub tej plastikowej lali. I jak to częściowo o Ciebie?
-Ymm..Dobra głównie o mnie. Na początku o to że praktycznie przez Jessicę szantażuję Natana, a potem o to że robi jej wyrzuty. Wtedy Jessica zainsynuowała Natanowi że wcale mu nie chodzi mu o to, tylko o  mnie.
-Ładnie Kati. Proszę Cię panuj nad swoimi emocjami.
-Próbuję, ale wiesz że łatwo jest mnie zdenerwować.
-Wiem, ale chociaż próbuj.
-Dobrze.
Jesteś kochana, wiesz?
Pomimo wszystko, jaka jestem , jaka byłam i jak postępuję Ty mnie nie zostawiasz z tym wszystkim samą.
-Oj przestań.
Zaśmiała się lekko.
-Naprawdę nie mogę się już doczekać aż przyjedziesz.
-Uwierz. Ja też.
Rozmawiałyśmy jeszcze dosyć długo o tym co będziemy robić i innych pierdołach. Chociaż to są małe rzeczy, bardzo mnie cieszy to że mogę choć przez chwilę z nią porozmawiać i usłyszeć jej głos.

Spakowałam potrzebne książki na jutro do torby, wzięłam ubrania i poszłam pod prysznic. Po tak wyczerpującym dniu, przynajmniej dla mnie, potrzebowałam chwili relaksu, który dawał mi prysznic. Wytarłam się ręcznikiem, ubrałam piżamę, wysuszyłam włosy i poszłam do pokoju. Kładąc się do łóżka tylko błagałam, aby jutro Natan oszczędził sobie zbędnych „rozmów” ze mną. Chwilę później zasnęłam.

poniedziałek, 2 czerwca 2014

Miłość zabija cz.1

                     Rozdział I
                 Zwykła rutyna 

Obudziły mnie wpadające do pokoju promyki słońca.Spojrzałam na zegarek,który wskazywał godzinę 7:20.
”No pięknie znowu się spóźnię”.
Zwlekłam się szybko z łóżka i podeszłam do szafy szybkim krokiem z zamiarem wyjęcia ubrań jak co rano.Mój wybór padł na cieniowane jeansy,białą bokserkę i czarno-białe convers’y. Poszłam do łazienki gdzie ubrałam się,zrobiłam lekki make up,który ładnie podkreślał moje oczy i rozpuściłam swoje kręcone, kasztanowe włosy sięgające do pasa .Wyszłam z pokoju i szybkim krokiem przeszłam przez holl domu.Zeszłam na dół po szkodach kierując się do kuchni. Oczywiście nikogo tam nie zastałam, oprócz gosposi. Kobieta ta nazywa się Anabell Filannds,ma około 50 lat i jest sympatyczną osobą.
-Dzień dobry, Anabell.
-Dzień dobry, panienko.Jak się spało?
-Anabell ile razy mam Ci powtarzać żebyś mi mówiła po imieniu?-uśmiechnęłam się.
-Więc jak się spało panie..Katerino?
-Dobrze,aż za dobrze bo znowu zaspałam.Gdzie są rodzice?
-Twoi rodzice są na jakiejś delegacji i kazali Ci przekazać, abyś się nie martwiła że ich długo nie ma, ponieważ wrócą za tydzień.Niech Katerina siada, a ja zaraz podam śniadanie.
Usiadłam i zjadłam szybko posiłek, po czym wzięłam od Anabell drugie śniadanie i wyszłam z kuchni. Wzięłam torbę i spojrzałam na wyświetlacz telefonu, aby zobaczyć godzinę. Była już 7:55,a lekcje zaczynają się równo o godzinie 8.Pobiegłam do szkoły,pomimo to że miałam dość blisko,lecz musiałam jeszcze pójść do szatni.
Szkoła była jedynym miejscem w którym nie byłam traktowana jak ważna osoba.Oczywiście miało to swoje plusy i minusy.
Gdy weszłam do szkoły zadzwonił dzwonek na lekcje, więc szybko musiałam znaleźć się w sali 302, gdzie mam mieć teraz lekcję matematyki. Nie przepadam za tym przedmiotem, ale zadziwiająco dobrze mi idzie. Sala znajduje się na III piętrze. Weszłam do sali, a wszystkie głowy uniosły się kierując swój wzrok na mnie. Nauczycielka spojrzała się na mnie i powiedziała zirytowana :
-Znowu się pani spóźniła ,panno Stocellberg. To już nie pierwszy raz, kiedy wchodzi panna do sali i bez jakiegokolwiek wyjaśnienia albo powiedzenia chociaż „przepraszam” siada panna w ławce. Jeżeli jeszcze raz panna się spoźni, będę zmuszona zgłościć tą sytuację do dyrekcji.
„Bosh. Jak ja nie nawidze tej baby. Ciągle tylko zrzędzi. Dobra faktycznie spóźniam się praktycznie codziennie no ale zdarza mi się nie spóźnić czasami, no ale to chyba nie powód żeby iść do dyrekcji. To moje życie, a to babsko niech się wreszcie odczepi ode mnie.”
-Przepraszam to się już nie powtórzy.
Zamiast tego co ślina na język przyniesie przeprosiłam to babsko i usiadłam w swojej ławce. Jak to na córeczkę adwokata i aktorki, a zarazem modelki przystało. Przecież ,gdybym poszła na dywanik do dyrcia nie miałabym życia w domu.
W trakcie lekcji miałam jeszcze jedno starcie z tym babsztylem. Gadałam sobie z kumpelami, a babsztyl podchodzi do mnie i zaczyna się czepiać,że nic nie robię. W ramach kary przesadziła mnie do jednego chłopaka z elity szkolnej –Nataniela.
Jak ja go nienawidzę. Jest rozkapryszonym i rozpieszczonym synkiem inżyniera. Na sam widok rzygać mi się chce. Chodził prawie z każdą laską ze szkoły w naszym wieku. Jeżeli oczywiście można nazwać to tak. Nastawiony na tryb: chodź, przeleć, zerwij. Zrywał z jakąś laską od razu jak nie mógł dostać tego co chciał. Oczywiście wszystkie o tym wiedziały, ale wystarczył tylko jego łobuzerski uśmiech i te jego oczy i miał już laskę w swoich rękach. Na szczęście są jeszcze dziewczyny, które mają trochę oleju w głowie nie tak jak „plastiki”. Kiedyś należałam do tej elity, ale to był błąd. Odkąd odeszłam od nich jesteśmy wrogami i lepiej niech tak zostanie.
Usiadłam koło tego kretyna, a ten od razu posłał mi szyderczy uśmiech.
 „O nie ze mną takie numery. Jeżeli myśli że dostanie to co chce to się myli. Ja nie jestem jakimś tam „plastikiem”. Jeszcze się zdziwi.”
Przez resztę lekcji ten kretyn próbował mnie wnerwić żebym tylko wylądowała na dywaniku u dyrcia. Już chciałam mu przypierdolć , ale zadzwonił akurat dzwonek. Wzięłam torbę i wyszłam przed klasę. Zaraz wyszedł Nataniel z resztą elity przed klasę. Nic się nie zastanawiając zaczęłam się na niego drzeć:
-Co Ty kurwa sobie myślisz?! Nie jestem jakąś szmatą, która pozwoli Ci się przelecieć! Nie chcę mieć z Tobą nic do czynienia i odpierdol się ode mnie jeżeli nie chcesz mieć jakiś problemów. Szkoda by było żeby ktoś Cię wsypał do dyrcia. Hmm?
Nic nie zdąrzył powiedzieć bo odeszłam zadowolona zakładając słuchawki na uszy. Możliwe że coś mówił, ale nic nie słyszałałam ,zresztą jakoś mnie to nie za bardzo obchodzi. Mówiąc „Szkoda by było żeby ktoś Cię wsypał do dyrcia. Hmm?” miałam na myśli to że Nataniel bierze prochy i czasami sprzedaje komuś za co jest jeszcze bardziej” uwielbiany”.Oprócz tego prowadzi lewe wycigi i w te inne tego typu sprawy jest wmieszany.
 Jak widzicie, to ja przeważnie zaczynam te nasze „rozmowy”. Nie należe do typu dość spokojnej dziewczyny. Pomimo to nigdy nie byłam dla nikogo aż tak wredna, no ale czasami trzeba pokazać na co Cię stać bo gdybym tak nie zrobiła to Nataniel nie dał by mi żyć.
Poszłam pod salę od biologii i usiadłam na ławce. Brakuje mi Arii, zawsze razem spędzałyśmy przerwy ale kiedy jej rodzice dostali propozycję pracy na Hawajach wyjechała i zamieszkała tam na stałe. Teraz widzimy się raz na kilka miesięcy przez brak czasu i to utrudnienie. Oczywiście że piszemy ze sobą codziennie, gadamy na skeyp’ie i różne tego typu rzeczy ale to nie to samo. To ona kilka lat temu, gdy zakończyła się moja przyjaźń z Olve’ą pomogła mi się po tym pozbierać. Z Olve przyjaźniłam się od dziecka, to Olve wie o mnie najwięcej. Nadal mi zależy na niej, ale to rozdział zamknięty. Teraz mam Arię i to jest najważniejsze. To ona teraz mnie wspiera, pociesza, gdy tego potrzebuję. Z Olve mam lepszy już kontakt, ale nie zapowiada się do tego że będzie idealnie. Wyraznie zostało powiedziane że nigdy już nie będziemy przyjaciółkami i wolę się tego trzymać, aby nie załamać się znowu.
Po zakończeniu przyjazni jak już mówiłam, załamałam się. Było to 2 lata temu, ale pamiętam jakby było to wczoraj. Przez to totalnie opuściłam się w nauce i zamknęłam się w sobie. Rodzice mi robili awantury że ich córka nie może się tak zachowywać.
 Wtedy poznałam Arię i nagle odmieniła moje życie. Nauczyła mnie że jeżeli tylko się chcę możemy zrobić wszystko. Z czasem stałyśmy się nie rozłączne, ale znowu wszystko się zmieniło, gdy Aria przyszła i powiedziała mi o przeprowadzce. Nie umiem opisać jaki ból czułam, gdy mi to oznajmiła. Przekonywała mnie że to nic nie zmieni, ale ja wiedziałam że nie damy rady tego unormować. Nikt ani nic nie było mnie w stanie przekonać że będzie inaczej. Po paru miesiącach tylko utwierdziłam się w swoim przekonaniu. Ciężko jest, ale na razie jeszcze dajemy radę. Nie wyobrażam sobie żeby było inaczej.
Moje rozmyślania przerwał nie kto inny jak Nataniel. Przewróciłam tylko oczami i wróciłam do poprzedniej czynności. Niestety nie było mi to dane, bo zaraz Natan się odezwał. Próbowałam go zignorować, ale on nie pozwolił mi na to i mnie zepchnął z ławki.
-Pojebało Cię?!
Chciałam odejść, ale ktoś złapał mnie za nadgarstek. Odwróciłam się i moje przeczucia się sprawdziły.To był nikt inny jak Natan.
-Puść mnie! – warknęłam.
-Chyba musimy pogadać, hm ?
Nie nawidze tego jego szyderczego uśmiechu.
- Ja już z Tobą skończyłam rozmawiać.
-A ja nie!
- Twój problem.
- Przestań udawać taką twardą i tak to nic Ci nie da.
- A Ty przestań zgrywać takiego cwanego, bo tylko sobie zaszkodzisz. Może mam Ci powtórzyć jeszcze raz żebyś zrozumiał co takiego mam na Ciebie, hm?
-Nikt Ci nie uwierzy.
- Może chcesz się przekonać, co?
- Wal się.
-Tak myślałam. Nara
Odeszłam z tam tąd usatysfakcjowana . Chwilę później przyszedł nauczyciel.
Lekcja dłużyła mi się niesamowicie. Zostało mi jeszcze 5 lekcji. Koszmar. Mam nadzieje że Natan sobie odpuści już to pogrywanie ze mną. Ja nie żartuję, chętnie mu "pomogę" wspypując go do dyrcia. Chcecie to myślcie że jestem kapusiem, ale mam go dość i nie pozwolę żeby snuł coś przeciwko mnie. Gdyby był to ktoś inny to pewnie w ogóle bym się tym nie zainteresowała, ale że to jest Natan muszę trzymać rękę na pulsie. Znam go dobrze i wiem że on nigdy się nie poddaje, zwłaszcza wtedy, gdy jego wróg ‘’wygrywa” z nim lub może mu zaszkodzić. Zresztą nie dziwię się, kto by chciał wylądować na dywaniku u dyrcia.
Reszta lekcji minęła mi spokojnie, bez starć z Natanem lub z całą elitą. Jedno mnie tylko dziwi..dziwi mnie to że tym razem nikt się nie odezwał, nawet tleniona blondi- obecna dziewczyna Natana, która nie przepuszcza okazji żeby mi dogryzć. Już jak byłam w elicie, nie przepadała za mną, a teraz to już w ogóle. Wcześniej nie przepadała za mną bo stanowiłam dla niej jakieś zagrożenie. Wcześniej Natan uganiał się za mną, a on od początku jej się podobał. Jak widzicie „plastiki” jednak chyba mają jakieś tam uczucia. Natomiast teraz nie przepada za mną bo..nawet nie wiem czemu. Może nie chce się narażać na wywalenie przez członków elity z tej grupy. Nie wiem, mniejsza już z tym.
Wracając do domu miałam zamiar iść do pobliskiego parku, ale zrezygnowałam bo zaczął padać deszcz. Zrezygnowana poszłam do domu. Weszłam do domu cała mokra, więc musiałam się przebrać i wysuszyć. Zawołałam Anabell żeby zaniosła rzeczy do pralni, ale nic nie odpowiedziała. Musiałam sama je zanieść. Idąc po schodach wpadłam na lokaja. „No ładnie. Teraz się zacznie.”
-Przepraszam.
-Nic się nie stało, ale uważaj następnym razem. Daj mi te rzeczy, zaniosę je do pralni.
-Nie trzeba.
-Nie marudz już, tylko po prostu daj.
-Dziękuję.
Nic nie odpowiedział tylko poszedł.
„Dziwnie spokojny dzisiaj był, ciekawe czemu.’’
Pewnie to dziwne, ale lokajem jest dwudziestoparoletni chłopak. Jest on wysokim brunetem i ma na imię Philip. Pracuje u nas już ponad rok. Nie należy do bardzo spokojnych osób. Normalnie zrobił by mi awanturę za to że prawie zwaliłam go ze schodów. Żadne tłumaczenia by tu nic nie wskórały.
Jak widzicie nie mam zbytnio zaufania do ludzi.  Jestem córką adwokata, więc wiele słyszałam opowieści o naiwnych ludziach, zwłaszcza dziewczynach, dlatego wolę trzymać wszystko i wszystkich na dystans.
Skierowałam się w inną stronę niż zamierzałam wcześniej iść, zanim wpadłam na Philip’a. Wróciłam z powrotem do swojego pokoju. Założyłam słuchawki i odpaliłam laptopa. Weszłam na bloga z zamiarem napisania nowego posta.
Gdy byłam w elicie założyłam bloga, po to aby bardziej mnie kojarzono w szkole. Założyłam go z obawy że jeżeli nie będę dość popularna Natan wywali mnie z elity, teraz nawet nie wiem czemu mi tak na tym zależało, aby być w grupie z tymi „plastikami”. Pisałam tego bloga w formie takiego pamiętnika. Wklejałam tam foty różnych miejsc w których z elitą się spotykaliśmy i opisy. Zdarzało mi się zadedykować jakiś wiersz dla jakiejś osóbki żeby się przypodobać. Teraz piszę tam opowiadania, wiersze, wklejam zdjęcia i te inne pierdoły jeżeli mi się nudzi. Skończyłam z podlizywaniem się innym.
Chciałam napisać post’ a , ale nie było mi to dane bo ktoś dobijał się na skeyp’ a. Okazało się że to Aria. Uśmiechnęłam się sama do siebie i odebrałam.
Rozmawiałam z nią do pózna, chciałam już wyłączyć laptopa, ale znowu ktoś zaczął się do mnie dobijać na skeyp’ie.
„Czy wy ludzie nie znacie umiaru? Jest już północ”
Zrezygnowana odebrałam. Okazało się ze to moi kochani rodzice.
„Pięknie. Ciekawe co chcą.”
Nie mam zbyt dobrych stosunków z rodzicami. Ulegly one pogorszeniu, gdy załamałam się po rozpadzie mojej przyjazni z Olve.
Na szczęście rozmowa nie trwała długo. Dowiedziałam się kiedy wrócą i o bankiecie na którym muszę być „Zapowiada się zajebisty wieczór ,o niczym innym normalnie nie marzyłam”.
Umyłam się i położyłam się spać. Nie miałam już sił na nic, nawet na zjedzenie kolacji, którą Anabell przyniosła mi do pokoju jak rozmawiałam z Arią.
Nadszedł wreszcie ubłogo wyczekiwany  sen.
                                                                                                       ***
O to I rozdział "Miłość zabija". Proszę o komentarze bo chcę wiedzieć co robię zle i czy mam pisać dalej. Dziękuję tym, którzy cierpliwie czekali na I rozdział.
Przepraszam za błędy.
                                                                                                                                                                                         Pozdrawiam :**