sobota, 5 lipca 2014

Miłość zabija cz. 6

Przestraszyłam się bo nigdy wcześnie nikt tak nie zrobił. Na szczęście to tylko Victoer. Jak zwykle na jego twarzy pojawił się łobuzerski uśmiech.
-Co się tak szczerzysz zamiast siadać?
Uśmiechnęłam się kończąć to zdanie. Victoer tylko obdarzył mnie jeszcze większym uśmiechem i usiadł koło mnie.
-Gdzie idziemy?
-A gdzie chcesz?
-A co proponujesz?
-To Ty wybierz, mi tam obojętnie.
-Nie Ty wybierz, ja wszędzie pójdę z Tobą.
-Jak tak będzie to my nigdy się nie dogadamy.
Mruknęłam, a potem cicho się zaśmiałam.
-Dobra mała. Co powiesz na London Eye?
-Świetny pomysł!
Złożyłam na jego ustach delikatny pocałunek.
Byłam tam z Arią i Leonem, ale nie przejechaliśmy się tym bo czas nas gonił.
-Kim jest  Leon?
Uniósł jedną brew, a ja się tylko zaśmiałam i pociągnęłam za rękę.
-Dowiem się czy nie ?
-Oj nie wygłupiaj się. Leon to chłopak mojej przyjaciółki Arii.
Widziałam że zrobiło mu się głupio.
Chodź tu do mnie.
Ponownie złożyłam na jego ustach delikatny pocałunek.
Tak jak powiedział tak zrobiliśmy. Już minutę później ruszyliśmy "w drogę". Gdy wyszliśmy z parku Victoer zamiast iść w kierunku jakiegoś metra czy, udaliśmy się w kierunku pobliskiego parkingu. Nie rozumiałam po co, ale okay. Chwilę później okazało się że chłopak ma zamiar udać się na miejsce samochodem, a właściwie limuzyną. Tak ,limuzyną. Widać że nie szczędzi pieniędzy rodziców, w sumie nic do tego zbytnio nie mam, ale wiecie że ja nie lubię kasy. Zmierzyłam go wzrokiem od góry do dołu. Teraz mogłam się dokładnie mu przyjrzeć, ponieważ chłopak rozmawiał z szoferem czy kimś innym.
Był ubrany w czarną koszulę z podwiniętymi rękawami, ciemne jeansy i czarno-zielone air max'y. Jego włosy były lekko potargane co dawało zniewalający efekt. Zostałam przyłapana przez swojego chłopaka. Uśmiechnął się łobuzersko.
-Możesz chcesz zdjęcie, będzie na dłużej.
Zarumieniłam się, a Victoer do mnie podeszedł i mnie pocałował delikatnie w usta.
-Chodź.
Złapał mnie za rękę i delikatnie pociągnął w stronę limuzyny. Gdy siedzieliśmy we wnątrz pojazdu zapytałam się :
-Zawsze i wszędzie jeździsz limuzyną?
-Nie.
Częściej jeżdżę na deskorolce, a limuzyną rzadko.
-O. Jaka miła niespodzianka.
Uśmiechnął się pod nosem.
-A dlaczego tak uważasz?
Nie sądziłam że zada mi takie pytanie.
-Um. No.. Nie zrozum mnie źle, ale często pokazujesz że masz kasę i trochę mnie zdziwiło że ktoś taki jak Ty, poświęca czas na takie rzeczy.
-Taki czyli jaki?
"Zaczyna się.
Czasami jednak mogłabym się zamknąć i nie wtrącić swoich trzech groszy."
Ciężko westchnęłam.
-Victoer naprawdę nie bierz tego do siebie. Po prostu mile mnie zaskoczyłeś.
Na każdym kroku pokazujesz mi że pieniędzy masz pod dostatkiem, a tu nagle wyskakujesz z tak zwyczajną rzeczą.
Po chwili milczenia końciki jego ust się podniosły. Objął mnie ramieniem, a ja się w niego wtuliłam. Siedzieliśmy tak w ciszy, ale to nam nie przeszkadzało. Wystarczała nam w zupełności obecność drugiej osoby. Kilka minut później kierowca oznajmił nam że jesteśmy na miejscu. Podniosłam głowę z jego klatki piersiowej i wyszłam z limuzyny. Zaraz po mnie wysiadł Victoer, podszedł do mnie ,spletliśmy nasze palce ze sobą i ruszyliśmy w kierunku London Eye. Dobrą chwilę postaliśmy w tej kolejce, aż Victoer twierdził że on to załatwi i wejdziemy bez kolejki. Rzeczywiście chwilę później już siedzieliśmy w jednym z wagoników.Widok był przepiękny pomimo to że jeszcze było jasno.
-Nie mogę uwierzyć że tu jestem i to w dodatku jeszcze z Tobą.
Uśmiechnęłam się najszerzej jak tylko mogłam.
Dziękuję.
Po czym go pocałowałam. Chłopak był lekko zaskoczony. Na początku delikatny pocałunek, a zarazem zachłanny przerodził się w coś niesamowitego. Czułam w brzuchu przyjemne mrowienie, jakby stado motyli latało w nim. Po kilku minutach oderwaliśmy się od siebie. Chłopak objął mnie ramieniem, ja położyłam głowę na jego klatce piersiowej, spletliśmy ze sobą nasze palce i w ciszy wpatrywaliśmy się w przestrzeń przed nami, przy czym cieszyliśmy się sobą. Minęło jeszcze kilka minut i powróciliśmy na ziemię, dosłownie. Kolejka się zatrzymała, a my musieliśmy opuścić ją.  Ruszyliśmy w nieznanym mi kierunku.
-Gdzie idziemy?
-Zobaczysz.
Uśmięchnął się czule do mnie i prowadził dalej. Po paru minutach dotarliśmy na jakiś plac co później okazało się torem deskorolkowym.
-Nie mów tylko że to jest to o czym myślę.
Chłopak się zaśmiał.
-Ja nie umiem jeździć! Ja się tu zabije!
-No to będę musiał Cię nauczyć.
Puścił mi oczko i pociągnął mnie w nieznanym mi kierunku. Okazało się że budynek obok to wypożyczalnia sprzętu. Chłopak wyciągnął jakąś karte czy coś i pokazał mężczyźnie siedzącemu w okienku. Victoer jest chyba tutaj dobrze znany bo bez zbędnych tłumaczeń czy pytań zostały mu wręczone przez mężczyznę 2 deskorolki, jak się domyśliłam, dla mnie ochraniacze i kask. Ruszyliśmy spowrotem w kierunku z kąd przyszliśmy. Mój chłopak usiadł na ławce, więc zrobiłam to samo. Po chwili dotarło do mnie że mam założyć to co mi dano. Wstałam i zaczęłam zakładać kask i ochraniacze. Nie obyło się bez śmiechu. Nigdy nie jeździłam na deskorolce ani na rolkach to też nie za bardzo wiedziałam jak zakłada się te ochraniacze. Praktycznie wszystkie były takie same. Jeden ochraniacz na kolano, założyłam na łokieć przy czym dziwiąc się że jest za duży. Natomiast ochraniacz na łokieć próbowałam założyć na kolano przy czym tym razem dziwiłam się że jest jakiś ciasny. Siłowałam się z tym dobrą chwilę, przybierając trochę dziwny, a zarazem śmieszny wyraz twarzy. Victoer zaczął się smiać, a ja na początku nie wiedziałam dlaczego, dopiero po kilku sekundach zorientowałam się że chodzi mu o mnie.
-Ej! To nie jest w cale śmieszne!
No dobra może trochę.
I zaczęliśmy się oboje śmiać.
Pomóż mi, błagam Ciebie.
Odrazu na twarzy chłopaka pojawił się łobuzerski uśmiech.
-A co z tego będę miał?
"Następny."
-Satysfakcje że mogłeś mi pomóc?
Widziałam na jego twarzy malujące się niezadowolenie.
Dobra, wygrałeś. Co byś chciał?
-Już dobrze wiesz co chcę.
Znowu ten łobuzerski uśmiech.
Chodź. Pomogę Ci.
Pomógł mi z tym wszystkim i chwilę później już uczył mnie jeździć. Przy tym również było dużo śmiechu. Raz o mało nie przejechałam jakiegoś skeyter'a, który rozmawiał z grupką chłopaków. Narobiłam wtedy niezłego szumu, a ten glupek, mój chłopak, zaczął się ze mnie śmiać. W efekcie czego po upływie kilku sekund ja też zaczęłam się śmiać. Reszta nauki w seyt parku obyła się bez takich wpadek. Po skończonej nauce zrobiłam maślane oczka i zwróciłam się do Victoera :
-Pokażesz mi jak jeździsz?
-Okay, mała. Patrz i się ucz.
Puścił mi oczko.
Gdy skończył byłam w szoku. Jedyne słowo jakie udało mi się wydusić to" Wow". Victoer tylko się uśmiechnął. Złapał mnie za rękę i pociagnął mnie w kierunku tego budynku z sprzętem. Po oddaniu sprzętu udaliśmy się w drogę prowadzącą na parking, gdzie czekała na nas już limuzyna. Wsiedliśmy do niej i chwilę później ruszyliśmy w "drogę". Minęła niecała minuta, a na twarzy chłopaka można było zauwarzyć łobuzerski uśmiech. Zastanawiałam się przez chwilę o co mu znowu chodzi, ale wszystko szybko się wyjaśniło.
-Kiedy dostanę moją nagrodę?
-A byłeś grzeczny?
-Byłem.
-Zdaje mi się inaczej.
Zaczęłam się z nim droczyć.
-Czyli będę musiał Cię przekonać.
Jak mówił tak zrobił. Tym razem pocałował mnie bardzo namiętnie i zachłannie. Po chwili się odsunął do mnie, a ja jęknęłam z niezadowolenia. Chłopak słysząc to, uśmiechnął się.
-To jak będzie z tą moją nagrodą.
Wyszczerzył się ukazując przy tym, rząd białych zębów. Nic nie mówiąc "podarowałam" mu jego nagrodę.; Pocałunek był również bardzo namiętny jak i zachłanny tak samo jak poprzednio, ale tym razem był dłuższy i był coś w nim czego nie umiem opisać.
Skończyliśmy dopiero, gdy dotarliśmy do celu, a dokładnie pod mój dom-na samym początku podałam kierowcy adres toteż dlatego wiedział gdzie mnie zawieźć. Pożegnanie wyglądało podobnie.  

2 komentarze: