sobota, 5 września 2015

Miłość zabija cz.14

Czuję się strasznie głupio.Mogłam go o to nie prosić.Przeze mnie prawie stracił pracę.Dobrze,że jednak ojciec się jakoś przełamał.Inaczej nie darowałabym sobie tego,że niewinny człowiek stracił pracę..

Po rozmowie z moim ojcem każdy poszedł w swoją stronę.
Poszłam do kuchni.Zastałam tam oczywiście nie kogo innego jak Anabell..No właśnie Anabell! Jak ja mam jej to wszystko wytłumaczyć? Przecież ona wczoraj się do mnie dobijała,a ja nawet słowem się nie odezwałam,żeby to wszystko jakoś jej wytłumaczyć.
-Anabell..Jesteś na mnie zła?
-O,Katherina..dziecinko..Nie jestem zła.Ale..martwiłam się o Ciebie! No właśnie..Co wczoraj się wydarzyło?
-Długa historia..
-Ee tam..Siadaj.Ja mam tyle czasu,że aż nad to..No mów że..
-Muszę mówić?
-Ehh..Widzę,że coś naprawdę się nieciekawego musiało się wydarzyć..
-Sprawy sercowe..
[szepnęłam]
Opowiedziałam jej wszystko...Nie szczędziłam sobie szczegółów.Wiem,że mogę ufać Anabell i że nikomu nic nie powie.
-Oj..No to się porobiło..
Co się dzieje z tym światem? Kiedyś było inaczej..
Po naszej rozmowie zjadłam śniadanie i wyszłam z kuchni.
Nie wiem co ze sobą zrobić.Boję się,że jeżeli wyjdę z domu to napotkam na swojej drodze Viktoera,albo Nathana,a tego bym nie chciała.Najprawdopodobniej zaszyję się w swoim pokoju.To chyba będzie najwygodniejsza i najbezpieczniejsza opcja.
Jednakże,długo nie wytrwałam przy tym postanowieniu.Należę do grupy osób którzy nie lubią zbyt długo przebywać w jednym miejscu.
Zdecydowałam się lekko ogarnąć i przebrać w inne ciuchy.Zajęło mi to z pół godziny.Po czym zeszłam na dół gdzie spotkałam Philippa.
-Ooo..Cześć.
Przepraszam Cię za to wszystko..
-Daj spokój.Gdyby trzeba było zrobił bym to poraz drugi.
Uśmiechnął się do mnie i odszedł nie pozwalając zadać pytania.
No nie powiem..Zdziwił mnie trochę.Jeszcze parę dni temu był dla mnie oschły,zbytnio nie przepadaliśmy za sobą,a teraz..Jest jakiś inny;milszy i może nawet opiekuńczy? Ehh..Co to ma być? Nie rozumiem tego.
Nie zastanawiając się dłużej,ruszyłam w kierunku drzwi i wyszłam.
Dokładnie sama nie wiem gdzie mogłabym pójść.Jedno wiem..tym miejscem nie będzie park.
Zdążyłam się tylko trochę oddalić od mojego domu i zobaczyłam Victoera.
Super..Tego najbardziej się obawiałam.Co teraz? Rzucić się pędem w stronę mojego domu czy mam spróbować jakoś go ominąć żeby mnie nie zauważył?
Podjęłam decyzję..Postanowiłam,że..
-Katherina? Czekaj!
Pięknie..zauważył mnie.
Rzuciłam się pędem w stronę mojego domu,a on ruszył w moją stronę.Zaczął mnie gonić.
Parę metrów przed domem mnie dogonił,jednakże w ostatnim momencie zdążyłam jakoś mu się wymknąć i schować się w domu.Szybko zamknęłam drzwi i zdyszana osunęłam się na podłogę.W korytarzu pojawił się Philip.Podszedł do mnie i spojrzał na mnie pytającym wzrokiem.Nic nie powiedziałam,tylko przecząco pokiwałam głową i się przytuliłam do niego.Wiedziałam,że tym gestem go zaskoczyłam.Już chciałam się od niego odsunąć bo nie zareagował,jednakże właśnie w tym momencie on odwajemnił mój gest,a ja wzmocniłam mój uścisk.Po chwili trwania w tym uścisku odsunął się ode mnie i ponowił swoje pytanie,tym razem jednak już normalnie się zapytał.Wstałam z podłogi i cicho odpowiedziałam "Victoer.." Widziałam jak cały się spiął.Ruszyłam w kierunku schodów.On ruszył za mną.Spojrzałam się na niego przez ramię nie przestawając iść dalej.On nadal szedł za mną.Stanęłam i pokazałam mu żeby nie szedł dalej za mną i ruszyłam  w kierunku do którego zmierzałam wcześniej.Kroki ucichły,posłuchał mojej prośby i dał mi spokój.
Weszłam do pokoju i usłyszałam,że ktoś rzuca czymś w moje okno.Ruszyłam szybko w stronę okna.Okazało się,że to Victoer rzuca kamykami.
"Ughh.Ja go chyba zamorduję.Czy on nie rozumie,że nie chcę go widzieć?!" Otworzyłam gwałtownie okno.
-Nie rozumiesz,że nie chcę Cię widzieć?! Czego chcesz?!
-Porozmawiaj ze mną,proszę.Tylko chwilę.
-Nie!
I zamknęłam okno.Rzuciłam się na łóżko.
Chwilę później znowu usłyszałam to co wcześniej.Nie poddawał się.
Ruszyłam w stronę regału,wzięłam to co wydało mi się odpowiednie i otworzyłam okno.
-Zostaw mnie w spokoju!
-Nie dam Ci spokoju dopóki ze mną nie porozmawiasz!
-Odejdź stąd!
-Nie!
Zamachnęłam się i rzuciłam w niego książką którą wzięłam jakiś czas temu z regału.
Nie spodziewał się tego,więc nie udało mu się uniknąć mojego rzutu.Zaskoczony się rozejrzał,a następnie spojrzał się na mnie.
-Co to do jasnej cholery miało być?! Tak załatwiasz takie sprawy?!
-Nie.Ty to taki wyjątek.Reszta ma więcej szczęścia.A następnym razem oberwiesz czymś cięższym.Pamiętaj!
Zamknęłam szybko okno i ponownie rzuciłam się na łóżko.
Jednakże nie poleżałam zbyt długo.Chwilę później usłyszałam dzwonek do drzwi,a następnie głos Anabell która zaczęła mnie wołać.
"Ludzie..Czy tak ciężko zrozumieć,że chcę chwilę pobyć sama?"
Ruszyłam w kierunku drzwi,a następnie zaczęłam schodzić na dół.
-Anabell..O co chodzi?
Nie rozumiałam o co chodzi.Po co mnie woła i dlaczego drzwi są lekko uchylone? Nagle drzwi zaczęły się rozchylać się coraz bardziej,a moim oczom ukazała się sylwetka Victoera.
"Proszę..niech to wszystko już się skończy"
-Ten młodzieniec twierdzi,że zaprosiłaś go tutaj po to,aby uzyżyć mu twoich notatek z lekcji.
Wściekła spojrzałam się na Victoera.
-Ahh tak..To mój kolega z klasy i obiecałam,że dam mu notatki z lecji,ponieważ był chory w ostatnim czasie.
-W takim razie..Życzycie sobie coś do jedzenia lub picia?
-Ja..
-Nie trzeba,dziękujemy.Myślę,że nie zajmie nam to wszystko zbyt długo czasu.
Przerwałam mu i uśmiechnęłam się do Anabell.
-Ale wydawało mi się,że twój kolega chciał coś powiedzieć.
-Dziękujemy Anabell.Możesz już wrócić do swoich obowiązków.Poradzimy sobie.
-W razie czego wiesz gdzie mnie szukać,dziecinko.
Uśmiechnęłam się tylko do niej i czekałam aż się oddali.Kiedy już upewniłam się,że Anabell jest w kuchni zwróciłam się w kierunku Victoera.
-Po co tu przylazłeś? Nie dociera to co do Ciebie mówię? Nie rozumiesz,że nie chcę Cię widzieć? Nie możesz tego uszanować?
-Nie.
-Jeszcze raz się zapytam Ciebie.Po co przylazłeś?
-Po notatki.
Uśmiechnął się łobuzersko,przy czym ukazał się szereg białych zębów.
-Ha ha ha.Bardzo śmieszne.Oby dwoje wiemy,że jest inaczej.
-To po co głupio się pytasz skoro wiesz?
[chwila ciszy]
-Nie wyjdę stąd dopóki ze mną nie porozmawiasz.
-Przecież już z tobą porozmawiałam.
-Dobrze wiesz o co mi chodzi.
-Nie mam zamiaru dalej z tobą rozmawiać.Żegnam! Tam są drzwi!
Usłyszałam kogoś kroki za mną.Chwilę później okazało się do kogo one należały.
-Jakiś problem?
-Nie,ten chłopak właśnie wychodzi.
-Jak to? Ja się nigdzie nie wybieram i Ty bardzo dobrze o tym wiesz!
-Słyszałeś co powiedziała Katherina? Wychodzisz.
-Nigdzie się nie ruszam!
-W takim razie będę musiał. Ci pomóc!
-Wolne żarty.Powiedziałem,że nigdzie stąd nie idę.
Nagle usłyszałam kolejne kroki za mną.
"Kolejne kroki? Kto to tym razem?"
Nagle usłyszałam głos mojego ojca.
"Pięknie! Jeszcze tego mi brakowało!"
-Co się tutaj dzieje? Jest jakiś problem?"
-Nie,proszę pana.Ten chłopak właśnie wychodzi.
-Nigdzie nie pójdę póki ona ze mną nie pogada!
Phillip dłużej się nie zastanawiając złapał Victoera za ubierania i wyprowadził za drzwi.Usłyszałam jeszcze tylko:Pamiętaj! Kiedyś będziesz musiała ze mną porozmawiać! Ja tak łatwo nie odpuszczę.
Długo nie musiałam czekać na to,żeby mój ojciec zareagował.
-Katherino,co się tutaj wydarzyło?
-Nic tato.
-Dziecko,mówże..
-Naprawdę tato,nic takiego.Po prostu to był chłopak z mojej szkoły.Podobno się mu spodobałam,ale nie jestem nim zainteresowana.Niestety on nie potrafi tego zrozumieć i właśnie tak się zachowuje.
-Może zgłoś to gdzieś?
-Nie trzeba,tato.On jest raczej niegroźny.Jest tylko lekko zagubiony i nie wie co ze sobą zrobić w takiej sytuacji.Uwierz..poradzę sobie.
-No dobrze,ale jeżeli nic się nie zmieni za jakiś czas,to ja się tym zajmę.
-Tato,daj spokój,zostaw go.Ja sama się tym znajdę.Obiecaj mi,że nic nie będziesz z tym robić,proszę.
Nic nie odpowiedział i zaczął zmierzać w kierunku z którego przyszedł.
-Tato! Proszę!
[cisza]
Ruszyłam w kierunku kuchni.Kiedy weszłam,Anabell skierowała wzrok w moją stronę.
-To nie był zwykły kolega z twojej klasy,to był ten chłopak co Cię tak źle potraktował,prawda?
-Słyszałaś wszystko?
-Ojj dziecinko.Uwierz..na pewno nie tylko ja,ale tylko ja z całej reszty wiem o co chodzi.
-Chciałabyś porozmawiać?
-A mogę iść do siebie? Jestem zmęczona.
-Na pewno nie chcesz porozmawiać?
-Nie.Dobranoc Anabell.
Dałam jej całusa w policzek,wzięłam jabłko i wyszłam.Usłyszałam jeszcze tylko ciche: Dobranoc
Ruszyłam w kierunku drzwi,a następnie do mojego pokoju.
Otworzyłam szafkę i wyjęłam ciuchy do spania.Kiedy miałam zamiar wejść do łazienki,usłyszałam pukanie do drzwi.
"Eghh..Co tym razem?"
-Proszę!
Krzyknęłam nie ruszając się z miejsca.
Drzwi się otworzyły,a moim oczom ukazał się Philipp.
-O co chodzi? Co Cię tu sprowadza?
-Kim był ten chłopak? To był Victoer,prawda?
Z mojego wyrazu twarzy łatwo było odczytać odpowiedź.
-Czego chciał?
-Porozmawiać.Wogóle dziwi mnie to twoje pytanie.Przecież kilka razy powtórzył czego chce.
-No tak..
Jak się masz?
-A jak bym miała?
Jestem zmęczona.Chcę się położyć spać.
-W takim razie śpij dobrze.
-Postaram się.
Ty też śpij dobrze.
I ruszył w kierunku drzwi.
-Philip..
-Tak?
-Dziękuję
-Nie ma sprawy
Uśmiechnął się miło do mnie,a ja podleciałam do niego i go przytuliłam.On odwajemnił uścisk,pocałował mnie we włosy,pogłaskał i wyszedł.