niedziela, 29 czerwca 2014

ODCHODZĘ

Prawdopodobnie już nie zobaczycie 4 części, ani żadnych kolejnych części "Miłość zabija". Czytelność spada, tak samo jak ilość komentarzy. Pod żadną z poprzednich części nie było tak małej ilości wyświetleń i komentarzy,ani na blogu ani na quku.org.  Ja nie piszę i nie chcę pisać sama dla siebie. Ja doskonale znam całą historię i chciałam abyście wy ją poznali. "NIC NA SIŁĘ".
Przepraszam tych którzy chcieli to czytać. Miło się z wami "współpracowało", ale najwidoczniej nie piszę tak dobrze. Wiedziałam to od samego początku, ale miałam nadzieję że może z czasem to się zmieni. " NADZIEJA MATKĄ GŁUPICH".
Morał tego postu : ODCHODZĘ

                                                                                             Pozdrawiam wszystkich serdecznie. Żegnajcie.

środa, 25 czerwca 2014

Miłość zabija cz.3

                           Rozdział II

Znowu to samo.. Czy ja kiedyś wstanę normalnie? Cały czas tylko się budzę późno, aż dziwię się że jakoś daję radę przyjść prawie na czas na lekcje. Po prostu rutyna, męcząca, nudna rutyna.
Jak co dzień obudziły mnie wpadające do mojego pokoju promyki wiosennego słońca. Nie wiem jak to się dzieje skoro zasłony mam zasłonięte. Spojrzałam na zegarek i godzina która widniała na zegarku nie zadowoliła mnie. Zegar wskazywał godzinę 7.40.
 „Znowu to samo. Katerina weź się dziewczyno ogarnij wreszcie!” 
Sama mówiłam do siebie.
Po tym wszystkim wyskoczyłam prawie że z łóżka. Pobiegłam szybko do garderoby i wyciągnęłam ciuchy. Mój wybór padł na miętowe rurki i czarną markową bluzkę, oraz czarne convers’y i srebny naszyjnik z moim imieniem. Dostałam go od ojca i mamy na moje 16 urodziny, od tego momentu zawsze go noszę. Weszłam do łazienki i jak dotąd jak na mnie rekordowym tempie ubrałam się i zrobiłam makijaż. Oczy pomalowałam na szaro-miętowy kolor, podkreśliłam je czarną kreską, usta pomalowałam błyszczykiem z utrwalaczem, policzki wzięłam lekko różem, rzęsy wzięłam mocniej niż zwykle, a na samym początku oczywiście wzięłam lekki podkład.
Prawie że zbiegłam na dół do kuchni, nie byłam głodna więc wzięłam tylko drugie śniadanie. Wybiegając z kuchni wpadłam na Anabell i Philipa. Ten drugi nie miał zbytnio szczęścia bo niósł zakupy kupione przez Anabell i kilka butelek drogiego wina i whiskey . Jak domyśliłam się, niósł to, dlatego że ojciec z mamą niedługo wracają. Wpadłam na nich i przewróciłam Philipa, na skutek czego chłopak upuścił zakupy i wypuścił z dłoni butelki. Anabell zdążyła jakimś cudem złapać whiskey i choć jedną butelkę wina, reszta upadła na podłogę przy czym szkło pękło i zawartość butelek została wylana na podłogę.
„Będę miała przekichane. Ojciec się wścieknie, tak samo jak Philip”
-Katerino!
-Przepraszam ja nie chciałam.
-Nie krzycz tak na nią Philipie. Nie jest bez winy, ale to też nie jej wina. To my powinniśmy zadbać o to, aby zakupy dostarczyć cało.
-Jak mam nie krzyczeć na nią pani Fillands skoro przez to szef obetnie nam z pensji, a i tak nie zarabiamy dużo.
-Uspokój się naprawdę, krzyk w niczym nie pomoże. A propos, Katerino, dlaczego nie jesteś w szkole.
-Właśnie się wybierałam tam, ale wtedy wpadłam na was. Ja naprawdę nie chciałam.
-Dobrze kochanie, jakoś to załatwimy, a teraz zmykaj do szkoły.
Cała Anabell, nigdy się nie gniewa, zawsze pomaga i ogólnie. Kocham ją jak babcię.
-Philipie przepraszam, przepraszam Cię i obiecuję o to, aby ojciec nie odjął Ci pieniędzy z pensji. Przepraszam was naprawdę i obiecuję że na pewno to załatwię, ale teraz już muszę iść do szkoły.

Pobiegłam do szkoły, ale za wiele to mi i tak nie dało bo przez te wydarzenia jestem spóźniona już 20 minut. Pomyślałam że nie opłaca się i zatrzymałam się koło parku.
Nie było tam nikogo, zresztą jak zwykle. Usiadłam pod drzewem i zaczęłam rozmyślać.
Doszłam do wniosku że nie chcę tak żyć. Mam dość tej rutyny, zwykłej rutyny. Ciągle to samo. Od 16 lat żyję tak samo. Nauka, dom, to tylko ciągle jest w moim życiu ważne. Czuję pustkę, nie moralną, ale duchową. Jako mała dziewczynka lubiłam oglądać bajki o księżniczkach, które po odnalezieniu swojego księcia wreszcie są szczęśliwe. Niektórzy zazdroszczą mi tego jak żyję. Domu, ciuchów, rzeczy, ale nie ma czego. Wszystko w naszym życiu jest ważne, ale wszystko ma swoje granice. Nie tylko rzeczy takie są ważne, ważniejsza jest miłość, której z wielką pewnością jak i przykrością stwierdzam że mogę innym pozazdrościć. Nie czuję się kochana przez rodziców , ponieważ mam odczucie że pieniądze dla nich są ważniejsze. Dla mnie nigdy nie znajdują czasu, ponieważ pracę stawiają na I miejscu. Praktycznie od kąd skończyłam 2 lata zajmuje się mną Anabell. Zawsze tak było i jest do dzisiaj. Ale nie o to mi teraz chodzi. Mam na myśli to że chciałabym wreszcie się zakochać, zobaczyć jak to jest. Nigdy nie miałam chłopaka, więc naprawdę nie wiem. Mam nadzieję że w końcu się przekonam.
W pewnym momencie tak jakby coś mnie samoistnie wyrwało z rozmyślania, a mianowicie moja podświadomość podpowiadała mi żebym sprawdziła godzinę. Wyciągnęłam telefon i sprawdziłam godzinę, jest 8.40, a druga lekcja zaczyna się o 8.55. Wstałam, otrzepałam na wszelki wypadek spodnie z tyłu, wzięłam torbę i powoli poszłam do szkoły.
Po paru minutach weszłam do szkoły i udałam się w kierunku szatni, w pewnym momencie zorientowałam się że nie mam po co iść bo nie wzięłam żadnego sweterka ani nic zbędnego ze sobą do szkoły i zawróciłam. Poszłam pod salę z nadzieją że Natan odpuści, ale dzisiaj był nieźle wkurzony. Tylko podeszłam pod salę, a elita na czele z Natanem spojrzała się kpiarsko na mnie. Tylko brakowało tam kogoś, a m.in. Jessicy Hacherst – blondi. Zdziwiło mnie to na początku, ale po chwili wróciły do mnie wydarzenia z poprzedniego dnia. Poszłam i usiadłam na ławce pod salą, założyłam słuchawki na uszy na na całą epe puściłam piosenkę. Kilka minut później zadzwonił dzwonek, niechętnie wyłączyłam muzykę i weszłam do sali. Miałam mieć teraz biologię. Usiadłam na swoim miejscu i przez 45 minut musiałam słuchać tego faceta. Sporo nam zadał, ale to nic, jakoś dam radę.
Kolejne kilka dni minęło bez zmian, czyli dom, szkoła, dom, cały czas zamykało to się w taką „pętlę”.
Dzisiaj jest piątek, więc wracają rodzice, a jutro ma przyjechać Aria, ponad to nie sama, ale ze swoim chłopakiem. Na początku byłam zła na Arię bo nic nie mówiła że ma chłopaka, ale nie umiem się na nią gniewać długo, więc szybko odpuściłam. Zawsze, gdy mam jakieś problemy, albo coś, uciekam od nich. Nie pochwalam tego, ale inaczej nie umiem.
Jak zwykle, gdy rodzice przyjeżdżają dom jest wysprzątany na błysk. Śmieszy  mnie to, ale cóż, wiem że każdy boi się stracić tą posadę. Moi rodzice są wymagający, ale rekompensatą jest spora sumka pieniędzy, która wpływa co miesiąc na konta naszych pracowników.
W pewnym momencie usłyszałam dzwonek do drzwi i to że cała służba oderwała się od pracy, po tym wywnioskowałam że rodzice wrócili. Zdecydowałam się zejść na dół i przywitać rodziców, co u mnie jest rzadko spotykane.
-Witaj tato. Witaj mamo.
-Witaj córeczko.
Krzyknęli niemal chórem, gdy mnie zobaczyli.
-Jak było w delegacji?
-Choć do salonu to porozmawiamy.
Anabello zastaw stół i podaj nam posiłek.
-Już podaję, proszę pana.
Poszliśmy do salonu, gdzie po chwili Anabell przyniosła nam obiad. Przez chwilę panowała cisza, którą przerwał mój ojciec. Zaczęli mi opowiadać po co pojechali, gdzie i co robili itp. Szczerze, to mało mnie to obchodziło, ale ze względu na to że spędzamy bardzo mało czasu razem, wolałam tego posłuchać i zjeść z nimi wspólny posiłek co w tym domu jest rzadkością. Po skończonym posiłku obejrzałam z nimi jeszcze coś w telewizji i poszłam do siebie do góry.
Dzisiaj już nie rozmawiałam z Arią, ponieważ nie było to nawet możliwe. Nie mogę się doczekać kiedy przyjedzie, tylko szkoda że będzie tu ze swoim chłopakiem. Miałam zamiar z nią porozmawiać, spędzić ten czas jak to mówią po babsku, ale teraz wiem że to nie możliwe.
Rozmyślając tak, zasnęłam.
Dzisiaj jak wstałam, czułam się inaczej niż zwykle. Tryskałam szczęściem. Miałam przeczucie że dzisiaj coś się zmieni w moim życiu. Moje zwykle szare oczy, miały coś w sobie niezwykłego, jakby iskierki w nich tańczyły, ponad to, moje oczy nie były już szare, tylko przeważał kolor zielony. Z nadzieją na lepszy dzień niż zwykle wyszłam z łóżka i poszłam do garderoby. Zawsze chodzę w ciemnych ciuchach, lecz dzisiaj postawiłam na coś bardziej żywego. Założyłam limonkową sukienkę ( wycięta bardziej z przodu, puszczona bardziej z tyłu) do tego czarne baleriny i jeansową kurteczkę, do tego mój naszyjnik. Przedtem zrobiłam lekki makijaż i zeszłam na dół na śniadanie. Rodzice już siedzieli i spożywali posiłek, a ja tylko powiedziałam z uśmiechem „ Dzień dobry i smacznego” i zajęłam się jedzeniem. W pewnym momencie uświadomiłam że rodzice nic nie wiedzą o przyjeździe mojej przyjaciółki.
-Mamo ? Tato?
-Coś się stało córeczko?
-Nie.
Chciałam tylko wam powiedzieć że przyjeżdża dzisiaj do mnie Aria, ale nie sama tylko ze swoim chłopakiem.
-Nie wiem czy to dobry pomysł.
Wiedziałam że mama tak łatwo nie pozwoli na to.
-Dlaczego?
Przecież nic złego się nie stanie. No proszę was.
Zrobiłam oczy jak kot ze Shrek’a. Wiedziałam że to nie potrzebne bo i tak zrobiłabym co chcę, ale nie chcę, aby rodzice go niemiło przyjęli.
- Eh.. No dobra. Tylko następnym razem wcześniej nas powiadamiaj o takich sprawach.
Wiedziałam że ojciec się przełamie.
-Dziękuję.
Dałam mamie i tacie po buziaku w policzek i zniknęłam za drzwiami kuchni. Zostało jeszcze kilka godzin bo mieli tu przyjechać pod wieczór. Zastanawiałam się co mogę robić przez ten czas i po chwili zdecydowałam że pójdę do parku. Niemal ze wbiegłam do kuchni, wyciągnęłam z szafki bułkę dla siebie, dla ptaków chleb i wyleciałam z kuchni z prędkością światła. Rodzice nie wiedzieli o co chodzi, chciało mi się z nich śmiać. Pobiegłam jeszcze do góry po swoją torebkę, słuchawki od telefonu, szkicownik i te inne pierdoły. Zabrałam to wszystko i już normalnie zeszłam na dół po schodach. Służba patrzyła się na mnie jak na wariata, w sumie nie dziwię się, ja tylko uśmiechnęłam się i wyszłam z domu.
Usiadłam na ławce i wyciągnęłam to co wzięłam dla gołębi. Okazało się że też wzięłam orzechy dla wiewiórek. Bardzo lubię siedzieć na ławce karmić wiewiórki i gołębie oraz słuchać śpiewu ptaków ,sprawia mi to dużą przyjemność. Orzechy wzięłam z przyzwyczajenia. Jesienią często tu przychodzę i zazwyczaj karmię wiewiórki, teraz te orzechy są zbyteczne, ponieważ mamy wiosnę i rzadko, a właściwie w cale nie można spotkać żadnej wiewiórki. Zazwyczaj park był pusty, lecz dzisiaj był tam chłopak.
Miał zielone oczy, włosy w odcieniu ciemnego blondu , wysoką, dobrze zbudowaną sylwetkę ciała oraz coś w sobie takiego że nie mogłam oderwać od niego wzroku. Od razu mi się spodobał , bardzo chciałabym poznać go bliżej .Wpatrywałam się w niego przez dłuższą chwilę, na czym zostałam przyłapana. Szybko wzięłam woreczek z chlebem, pokruszyłam chleb i zaczęłam karmić gołębie. Myślałam że w ten sposób jakoś zmylę go czy coś ale bez skutku. Coś mnie ciągnęło w jego stronę. Po chwili nieznajomy mi dotąd chłopak ruszył w moim kierunku. Nie wiedziałam co robić , zaczerwieniłam się i zwiesiłam głowę udając że go nie widzę . Nagle usłyszałam jakiś głos mówiący :
- Cześć. Zobaczyłem że patrzysz się na mnie więc podszedłem..
Zawstydzona na chwilę zamarłam , w końcu odpowiedziałam :
-A co już patrzeć nie można.
Zażartowałam.
- Jestem Katerina. .A Ty jak się nazywasz przystojniaku?
Cały czas PRÓBOWAŁAM żartować.
-Hmm ..ładne imię.. Nazywam się Victoer Masher.
-Dziękuję.. twoje też całkiem ,całkiem…
Mówiąc to uśmiechnęłam się.. Victoer również się uśmiechnął..
Rozmawialiśmy tak jeszcze 2-3 godziny, ale nie tak sztywno jak teraz. W pewnym momencie Victoer zaproponował :
-Może poszlibyśmy jutro na jakąś kawkę lub jakiś obiad ?
Nie wiedziałam co powiedzieć bo przecież ma Aria przyjechać. Zdecydowałam się, aby odpowiedzieć :
-Z miłą chęcią ,ale teraz przepraszam.. muszę już iść. O to mój numer…
Spojrzałam na godzinę w telefonie, jest 16.35. Zostało mało czasu do przyjazdu Arii i jej chłopaka, obiecałam że odbiorę ich z lotniska. Jeżeli faktycznie mam ich odebrać z tam tąd to muszę się pospieszyć. Schowałam do kieszeni telefon i popędziłam w kierunku domu. Wpadłam do domu jak burza i latałam jak głupia szukając Charles’a. Już drugi raz pod rząd cała służba patrzyła się na mnie jak na wariatkę. W końcu postanowiłam pójść do Anabell.
-Anabell, widziałaś może Charlesa?
-Tak..właś..
-A gdzie?
-Właśnie pojechał zawieźć Twoją mamę na plan filmowy.
Dlaczego akurat teraz..?
Powiedziałam sama do siebie.
-A dlaczego go szukasz?
-Obiecałam Arii że odbiorę ich z lotniska.
-Może poproś Philipa żeby zawiózł Cię..
„Nie, tylko nie Philip. Nienawidzę tego chłopaka.”
Nic już nie mówiąc odeszłam. Sprawdziłam znowu, która jest godzina, okazało się że to bieganie po domu zajęło mi więcej czasu niż myślałam. Jest już 16.55. Zdecydowałam się napisać do Arii że trochę się spóźnię.
„Co ja mam teraz zrobić ? Przełamać się i poprosić Philipa, żeby mnie tam zawiózł ?”
„Dobra, podjęłam decyzję. W końcu czego nie robi się dla przyjaciół.”
Zdecydowałam się poprosić Philipa, aby mnie tam zawiózł. Przemierzałam coraz to szybciej dom z nadzieją że gdzieś w końcu znajdę go. Znalazłam go na zewnątrz jak czyścił samochód.
-Dzień dobry.
-Cześć.
-Mógłbyś mnie zawieźć na lotnisko?
-Nie mogę teraz. Mam obowiązki przydzielone przez Twojego ojca z których muszę się wywiązywać.
-No proszę Cię. Tylko jeden jedyny raz.
Zrobiłam maślane oczka jak kot ze Shreka. Coś za często tak robię, ale nic nie poradzę że często są sytuacje gdzie uważam za wyższą konieczność robienie tych oczek.
-A co z tego będę miał, hm?
Na jego twarz wkradł się szyderczy uśmiech.
-A co chcesz?
Udawał że myśli.
-Buziak.
Puścił mi oczko i poszedł do samochodu.
- Buziaka? Jeszcze czego. Jak już to w ryj możesz dostać.
Powiedziałam cicho, ale ten i tak usłyszał.
-Słyszałem!
-Oj tam nie marudź .
Siedząc w samochodzie modliłam się tylko żeby szybko dojechać na to lotnisko bo Philip powrócił, czyli zaczął mnie wnerwiać. Nie wiem czemu, ale praktycznie wszystko co wychodzi z jego ust mnie wkurza, po prostu ten chłopak nie przypadł mi od samego początku do gustu. W pewnym momencie „wyłączyłam się” i przestałam słuchać tego chłopaka. Rozmyślałam nad tym spotkaniem w parku i nad przyjazdem Arii. Zastanawiało mnie dlaczego akurat do mnie podszedł i zdecydował się do mnie odezwać, przecież mógł olać to że na niego się gapiłam, a jednak tego nie zrobił, nie rozumiem tego. Może los w końcu do mnie się uśmiechnął? Może warto spróbować?
Moje rozmyślania przerwał Philip.
-Ej mała.. Hallo.. Żyjesz?
-Um.. Co?
-Jesteśmy.
-A tak.. Poczekaj tu, a ja zaraz przyjdę.
Wybiegłam z samochodu i pobiegłam w stronę Arii i jakiegoś chłopaka, domyśliłam się zaraz że to jej chłopak.
-Hej kochana. Jak ja się za Tobą stęskniłam.
Przytuliłam ją mocno, a ona zrobiła to samo.
-A to kto? Co to za przystojniak?
Puściłam jej oczko, a ona się zaśmiała.
-Kati poznaj to jest Leon.
-Hej. Miło mi.
-Leon poznaj to jest Kati czyli Katerina, moja przyjaciółka.
-Hej. Miło mi.
-Idziemy?
Uśmiechnęłam się do nich.
-Okay. Idziemy.
Ruszyliśmy w stronę samochodu. Widząc że się zbliżamy Philip wysiadł z samochodu i wziął od nich bagaże i schował do bagażnika. W samochodzie Aria się mnie zapytała :
-To Twój chłopak?
Powiedziała to za głośno, a ja na to pytanie wraz z Philipem zaragowaliśmy niekontrolowanym śmiechem. Aria nic nie zrozumiała z tego więc jej powiedziałam :
-Ja z nim? W życiu.
On u nas pracuje, jest lokajem, a czasami moim prywatnym szoferem.
-A te maślane oczka które robisz do mnie?
-Nie bądź śmieszny.
To była wyższa konieczność.
Mówiąc to wyszczerzyłam się jak głupia.
-Okay. Rozumiem..
W tym momencie na jego twarz wkradł się łobuzerski uśmiech. Na początku nie rozumiałam o co chodzi, ale jak dokończył wszystko było jasne.
-(..) w takim razie następnym razem będziesz musiała poradzić sobie sama. A tak w ogóle pamiętaj o nagrodzie.
Mówiąc to wyszczerzył się jak głupi i w tym momencie ukazał się szereg białych zębów.
-O co Ci znowu chodzi. Jaka nagroda..?
Chwilę myślałam i przypomniało mi się co podczas naszej rozmowy sobie „zażyczył”
Już wiem i wybij sobie to sobie z głowy. Jedynie w ryj możesz dostać jak chcesz.
Aria i Leon nic nie rozumieli więc zaczęłam opowiadać :
-Widzę że nic nie rozumiecie więc wam wytłumaczę…
Zaczęłam im opowiadać, a oni albo mnie uważnie słuchali albo chociaż tak dobrze udawali.
Na tym opowiadaniu zleciała nam „podróż” i za nim się obejrzeliśmy usłyszeliśmy jak Philip mówi:
-Już jesteśmy na miejscu. Wysiadajcie.
Wyszliśmy z samochodu, Philip wziął walizki i zaniósł je do domu, a potem do pokoju przygotowanego dla Arii i Leona. My zostaliśmy na dole.
-Opowiadajcie. Jak się poznaliście?
-Hmm… Leon, powiemy jej?
Aria się zaśmiała, a Leon po chwili podłapał co Aria kombinuje i jej odpowiedział :
-No nie wiem, nie wiem.
-Oj no, nie bądźcie tacy.
-No dobra.
Powiedzieli chórem.
-Kto opowiada?
Spytała Aria ,Leona.
-To Ty opowiadaj kochanie.
-Okay.
Aria chciała już opowiadać, ale ja jej przerwałam i się spytałam:
-Ej.. Może najpierw poproszę Anabell żeby zrobiła nam coś do jedzenia i picia, co?
-Okay.
Powiedzieli znowu chórem.
-Co chcecie?
-Liczymy na niespodziankę czyli co nam podadzą to my zjemy.
Uśmiechnął się miło Leon.
-Okay. Poczekajcie, a ja zaraz wrócę. Muszę znaleźć Anabell najpierw.
-Okay. My poczekamy.
Poszłam do kuchni z zamiarem znalezienia Anabell. Nie musiałam się za bardzo trudzić, ponieważ Anabell była w kuchni i robiła kanapki.
-O dobrze się składa.
Mogłabyś zrobić nam kolację, to znaczy dla trzech osób, dla mnie, Arii i Leona- jej chłopaka?
-Oczywiście. Ja zaraz zrobię, a Ty idź drogie dziecko do swoich gości.
Uśmiechnęła się czule do mnie.
-Dziękuję.
Wchodząc do salonu zobaczyłam całującą się Arię z Leonem.
„Ładna z nich parka.”
Chwilę myślałam czy aby się nie wycofać i poczekać aż skończą ale zdecydowałam inaczej.
Wiem jestem bez serca.
-No ładnie zostawiam was na kilka minut, a tu takie rzeczy się dzieją.
Odskoczyli od siebie jak poparzeni. Aria zrobiła się czerwona jak burak natomiast Leon się odezwał i powiedział :
-Musiałaś? Dziewczyno czy Ty nie masz serca?
Zażartował.
-Leon..
-Oj dobra.. spokojnie gołąbeczki.. będziecie mieli jeszcze dużo czasu.
Puściłam im oczko, a Aria jeszcze bardziej zrobiła się czerwona.
Za chwilę Anabell przyniesie nam coś do przegryzienia, ale w między czasie domagam się usłyszenia historii.
Uśmiechnęłam się do nich. Aria się wyprostowała, ale nie na długo bo Leon zaraz wziął ją na kolana, a ona się w niego wtuliła i w końcu zaczęła opowiadać.
-Jak wiesz chodzę do szkoły typowo muzycznej, właśnie tam poznałam Leona. Jest gitarzystą w zespole rockowym i jest ode mnie o 3 lata starszy.
Nie lubię rockmenów i tego się trzymałam, ale do pewnego czasu. Leon cały czas się za mną uganiał i dla świętego spokoju zgodziłam się żeby bardziej go poznać. Wydawał się inny niż rockmeni o których się słyszy. Jest rockmenem bo gra w zespole, ale to nie jest sam rockmen, to jest chłopak z pasją i uczuciami. Na początku traktowałam go jak kolegę, ale po pewnym czasie szybko się to zmieniło. Zaprosił mnie na randkę czyli w jego wykonaniu piknik pod gwiazdami, na drugą na swój własny koncert gdzie zaśpiewał utwór specjalnie napisany i oczywiście zadedykowany dla mnie. Wszystko działo się w niewielkich odstępach czasu, ale nie żałuję bo mam przy sobie osobę którą kocham nad życie.
Wiem że to nie jest aż tak bardzo romantyczna historia, ale dla mnie tyle starczy. Wolę żeby była taka i prawdziwa niż inna i fałszywa.
-Życzę wam szczęścia, naprawdę kochani.
Obydwoje się uśmiechnęli. Leon pocałował czule Arię w czoło i mocno ją objął, a ona się w niego wtuliła.
-Ja idę zobaczyć gdzie jest Anabell.
Uśmiechnęłam się do nich i poszłam do kuchni. Anabell mnie przeprosiła za to że musieliśmy tak długo czekać i razem ze mną poszła do pokoju. Podała nam posiłek i szybko się „ulotniła”.


Reszta wieczoru minęła nam na rozmawianiu i oglądaniu telewizji. W między czasie pojawili się rodzice, ale nie na długo. Jak się szybko pojawili tak szybko zniknęli. Chciałam porozmawiać z Arią o nowo poznanym chłopaku w parku, ale odpuściłam sobie. Chciałam pozwolić im nacieszyć się sobą.
Pożegnałam się z nimi i poszłam do siebie. Zdecydowałam że nie będę już wchodzić na nic w internecie i w ogóle nie będę dzisiaj włączać laptopa. Poszłam się umyć i leżąc w łóżku nie mogłam zasnąć, wtedy znowu wróciły różnego typu pytania. Na żadne z nich nie umiałam odpowiedzieć, jedynie co mogłam zrobić to, to że poczekam co los sam zdecyduje, a wtedy możliwe że znajdę odpowiedź, która może nawet mnie zranić. Mam nadzieję że złych odpowiedzi nie będzie, ale nie mam na to wpływu i jeżeli będzie źle będę musiała przez to przebrnąć. Myślałam tak długo aż w końcu zasnęłam.
                                                                               ***
Przepraszam że tak długo nie piszę, ale nie jestem w stanie po prostu, nie mam nawet takiej możliwości aby szybciej pisać i to udostępniać. Mam nadzieję tylko że pomimo tego będziecie ze mną do końca opowiadania.
Nawiązując do tej części oraz rozdziału :
Wiem że ten rozdział jest sztywny, nawet raczej nudny, ale nie mam jeszcze takiej wprawy jak inni. Nie chcę przesadzać z doskonalością, ideą tych części, więc może dlatego tak piszę, ale jeżeli chcecie żebym pisała aż do przesady z najmniejszymi szczegółami to na waszę życzenie spróbuję się dostosować i w końcu pisać jakoś ciekawie.
I jeszcze jedno jeżeli chcecie to napiszę pożądną charakterystykę bohaterów i dodam ich zdjęcia.
Za  błędy i przeciąganie z dodaniem przepraszam. Liczę na wasze komentarze i jestem prazygotowana na krytykę z waszej strony oraz sugestie dotyczące opowiadania.
                                                                                                                                         Pozdrawiam :**

środa, 18 czerwca 2014

Co dalej? Koniec?

Ze względu na brak komentarzy i małą czytelność bloga zastanawiam się nad tym czy jest w ogóle jakiś sens prowadzenia go. Napiszę może tutaj jeszcze 2-3 części, a jeżeli nadal nic się nie zmieni to będę zastanawiała nad tym czy prowadzić go dalej.
_____________________________
DLA ZAINTERESOWANYCH :
Piszę już 3 część "Miłość zabija" i pytanie do was :
Jak długo ma trwać rozdział "Zwykła rutyna" ?
Ma jeszcze trwać kilka części czy chcecie już wątek miłosny?
Jestem skłonna do przyspieszenia tego opowiadania bo szczerze sama się przyznam że ten rozdział mnie nudzi i męczy, ale jak sama nazwa wskazuje rutyna jest zwykła.

A jeżeli chodziło o to że nie można było komentowac z anonima to już załatwione, od dzisiaj można. Mam nadzieję że dzięki temu pojawią się komentarze.
____________________________________
Mam nadzieję że chociaż pod tym postem będą komentartze bo nie wiem czego oczekujecie ode mnie.
Powiem jedno tylko..Następne rozdziały i części nie będą monotonne tak jak "Zwykła rutyna".

czwartek, 12 czerwca 2014

Miłość zabija cz.2

Przepraszam że tak długo nie dodaję, ale nie mam zbytnio czasu. Ciągle na drodze do napisania kolejnej części stawają mi jakieś przeszkody. A to raz próba, a to raz nauka, a to czasami potrzebujący mnie znajomi i wiele wiele innych spraw. Postaram się z biegiem czasu dodawać częściej kolejne części. Postaram się również, aby one były owiele dłuższe. Wiem że jak narazie przynudzam, ale po prostu muszę jakoś dojść do tego momentu w którym zacznie się dziać. W życiu nie jest łatwo, a w tym opowiadaniu chcę też w miarę to odzwierciedlić.

Dziękuję odważnym,którzy zdecydowali sie pod poprzednią częścią zamieścić komentarz. Wiele to dla mnie znaczy.
Życzę miłego czytania i z góry przepraszam za jakiekolwiek błędy.
                                                                                                                                  Pozdrawiam :**                                                                  
                                                                         ***
Następnego dnia obudził mnie jakiś huk dochodzący z dołu, przynajmniej tak mi się zdawało. Otworzyłam leniwie oczy i spojrzałam na zegarek, który wskazywał 7.30 "Znowu to samo, zaspałam ! Muszę kupić głośniejszy budzik." Nie czekając ani chwili dłużej wstałam i podeszłam do szafy, a raczej weszłam w głąb garderoby. Wybrałam bordową bokserkę, czarne spodnie ,pod kolor góry stroju buty na koturnie, a do tego jeszcze jakiś naszyjnik. Nie lubię zbytnio jakiś markowych ciuchów, więc staram się ubierać w miarę normalnie.. Poszłam do łazienki, gdzie zrobiłam lekki makijaż, a następnie wzięłam torbę z książkami i szybkim krokiem udałam się do kuchni. Dzisiaj nikogo w kuchni nie było, jedynie na stole czekało moje śniadanie, jak dla mnie przesadne. Mi by wystarczyłyby  zwykłe kanapki i herbata, ale na polecenie rodziców codziennie rano na stole znajduje się obfite śniadanie, rzadko udaje mi się przekonać Anabell ,gdy nie ma rodziców na normalne śniadanie. Zjadłam szybko część przygotowanego posiłku, ponieważ całość jest za duża jak dla mnie do spożycia. Wzięłam jeszcze drugie śniadanie i tradycyjnie pobiegłam do szkoły.

Zdyszana wleciałam do szatni i jak zwykle wszystkie plastiki zwróciły głowy w moją stronę. „Czy to się kiedyś zmieni?”
-Co się tak gapicie?! Jakiś problem?!
-Zamknij mordę!
Wszystkie krzyknęły chórem. Nie odezwałam się już, ponieważ za 3 minuty zaczyna się w-f, a ja nie mam ochoty słuchać pretensji wuefisty. Przebrałam się i o dziwo dziś nie spóźniłam się aż tak bardzo, tylko kilka minut.
„No nic. Mówi się trudno”
Jak zwykle wszystkie plastiki siedziały na ławce, norma. Zaczęłam biec te kilka okrążeni z nadzieją że nauczyciel nie zauważył mojego spóźnienia. Graliśmy w siatkówkę. Dziewczyny kontra chłopaki. W pewnym momencie poczułam dosyć silne uderzenie. Okazało się że dostałam w głowę piłką od siatkówki. Zgadnijcie od kogo.. od Natana. W tej chwili zrozumiałam że nasze stosunki są na drodze do szczytu nienawiści. Wkurzona wstałam i poszłam na serw. Akurat los tak chciał.. a właściwie ja że piłka zamiast uderzyć o podest boiska uderzyła w głowę pana ważnego. Nie chcielibyście teraz być w mojej skórze. Wkurwiony Natan zmierzał w moim kierunku z zaciśniętymi pięściami. Myślałam że mnie chyba zaraz zabije, ale w tej chwili podeszła do niego blondi. Nie wiem czemu, ale Natan sobie odpuścił. Z wściekłego Natana, który wyglądał jak bestia ,zmienił się w tego lalusia jakim jest zazwyczaj. Zaczęliśmy dalej grać i tym razem obeszło bez zbędnych prowokacji z mojej i jego strony. Reszta tej lekcji minęła szybko. Zadzwonił dzwonek na przerwę i wszyscy prawie biegiem wyszli z sali gimnastycznej.
W szatni nie obyło się bez „rozmowy” z blondi.
-Biedna. Myślisz że jak zaczniesz go atakować to on zwróci na Ciebie uwagę? Śmieszna jesteś. On jest mój, a Ty się odwal od niego. Nie masz szans. 
Mówiła to śmiejąc mi się prosto w twarz.
- Myślisz żebym zwróciła uwagę na takiego lalusia jak on, śmieszna jesteś. Mam większy poziom IQ niż cała wasza elita.
Z nie mniejszą kpiną w głosie to powiedziałam. Pomimo to jak do niej się odzywam nie podoba mi się kierunek w którym zmierza ta „rozmowa”. Owszem chcę jej jakoś dopiec, ale męczące już są dla mnie te kłótnie. Od dwóch lat ciągle to samo.
- Jak śmiesz tak mówić, co?!
-Mówię to co chcę, a Ci gówno do tego. A teraz przepraszam, ale wolałabym spędzać czas z kimś kto ma mózg większy niż orzeszek. Żegnam.
Nic się nie odezwała, a ja zadowolona z przebiegu jakże interesującej rozmowy po prostu wyszłam z szatni. Akurat wtedy zadzwonił dzwonek. Postanowiłam jeszcze złożyć wizytę przywódcy elity. Na moje szczęście, a może nieszczęście za chwilę z szatni wyszedł Natan.
- Trzymaj z daleka tą swoją blondi bo inaczej następnym razem nasza jakże interesująca rozmowa przyniesie Ci i jej nieokreślone skutki. Zrozumiano?
Nic nie odpowiedział.
-Cieszę się że się rozumiemy.
Odeszłam od niego kierując się do sali gimnastycznej. Na tej lekcji mieliśmy mieć piłkę nożną. Nie przepadam za nią głównie dlatego że nie mam opanowanej dobrej techniki i praktycznie nie umiem grać. Najprościej na świecie mi nie idzie i nic na to nie poradzę. Prawie całą lekcje grali chłopacy, a my ledwo co zaczęłyśmy i zadzwonił dzwonek. Jak dla mnie to może być, ale niektórzy nie podzielają mojego zdania. Oczywiście większość to chłopacy, ale to taki malutki szczegół. Przebrałam się i poszłam jeszcze do łazienki, aby poprawić lekko make - up. Jestem po prostu genialna. Rano zrobiłam makijaż, a nie pomyślałam że mamy w-f. Cały makijaż najzwyczajniej w świecie mi się rozmazał. Nie przejmuję się tak bardzo jak „plastiki” ale nie będę chodziła po szkole jak jakieś zombie. Wychodząc z łazienki uderzyłam kogoś drzwiami. Chwilę później okazało się że to nikt inny jak blondi.
„Pięknie. Znowu się zacznie”
Spiorunowała mnie wzrokiem, a ja nie wzruszona zbytnio tym poszłam pod salę.
Mam teraz mieć angielski. Zresztą jak codziennie. Chodzę do klasy, gdzie język angielski jest tu obowiązkowy, a w dodatku większość materiału, który inne klasy przerabiają w miesiąc my przerabiamy w niecałe dwa tygodnie. W mojej klasie język ojczysty, nie do końca dla mnie ojczysty język, czyli angielski jest traktowany z wielkim szacunkiem. Tak samo jak Polacy traktują język polski czy Polskę, Anglicy traktują język angielski, a nawet bardziej. Lekcje języka angielskiego mam codziennie po 2 godziny, a czasami jeżeli jest taka możliwość 3 godziny. Nie powiem, jest to męczące, no ale muszę to jakoś zdzierżyć.
I znowu dzwonek na lekcje. Nie wiem co jest gorsze siedzenie samej na przerwach czy słuchanie ględzenia nauczycieli.
„Brakuje mi trochę Olve. Szkoda że nie potrafimy w miarę normalnie ze sobą rozmawiać. Boli mnie to, ale jeżeli jej to pasuje i przez to jest szczęśliwa to może być tak. Jeszcze bardziej brakuje mi Arii.”
I tak rozmyślając przesiedziałam całą lekcję. Reszta lekcji minęła mi podobnie.
Wracając do domu idę koło parku lub przez park. Dzisiaj przechodząć usłyszałam jakieś krzyki. I to nie były jakieś krzyki tylko odgłosy kłótni. Poszłam kawałek dalej, aby zobaczyć co się dzieje. To był Natan z blondi czyli Jessicą. Darł się na nią. Chwilę się zastanawiałam czy to olać po prostu i pójść dalej czy zatrzymać się i dowiedzieć czegoś więcej, czyli ich podsłuchać. Oczywiście ciekawość wzięła górę. Podeszłam bliżej i schowałam się za starym murem.
- Jessica czy Ty zdajesz sobie sprawę z tego że jak się nie uspokoisz i nie darujesz sobie tych waszych „rozmów” to ona mnie wsypie do dyrektora albo gdzieś jeszcze?!
-Po 1 nie takim tonem! Po 2. Chciałam tylko Ci pomóc. Chciałam ją prosić żeby zostawiła Cię w spokoju, no ale ona mnie sprowokowała i dalej już się tak potoczyło!
- Ale ja nie potrzebuję pomocy! Sam sobie dam rade z nią!
-Kochanie..
- Żadne kochanie! Ty chyba nie zdajesz sobie sprawy z powagi sytuacji
- A może Tobie nie chodzi tylko o to że Cię wsypie, może Ci chodzi o nią, hm?! Zawsze Ci się podobała i nie wmówisz mi że jest inaczej.
-Zamilcz!
-Nie! Boisz się mi przyznać rację. Dupek!
-Nie przeginaj!
Natan był coraz bardziej wkurwiony. Teraz tylko modliłam się żeby przypadkiem jakoś mnie nie zobaczyli, bo nie wiem co by Natan zrobił gdyby mnie tu zobaczył. Jedno jest pewne.. nie było by dobrze.
-Bo co?!
-Niebawem się przekonasz.
-Grozisz mi?! Jak śmiesz!
Jesteś skończonym idiotą! Koniec z nami!
„No, no, ładnie. Pokłócili się o mnie.”
Dla własnego bezpieczeństwa i spokoju wycofałam się z owego miejsca i szybkim krokiem udałam się do domu. W takich chwilach nie wyobrażacie sobie nawet jaki potrafi być Natan.
Wróciłam do domu. Zdziwiło mnie to że w domu są obcy jacyś ludzie. Udałam się do kuchni z zamiarem spytania Anabell co w tym domu się dzieje.
-Dzień dobry, Anabell.
-Dzień dobry, Katerino.
Podać Ci do spożycia obiad?
- Ja nie w tej sprawie, ale skoro już jestem to proszę.
-Dobrze. Zaraz podam.
Gdzie sobie życzysz, abym zaniosła Ci posiłek?
-Jeśli można to zjem u siebie.
-Dobrze.
-Anabell..?
-Słucham.
-Co to są za ludzie u nas w domu?
- Ojciec Ci nic nie mówił z matką?
-Co miał mówić?
-To są malarze i projektanci wnętrz. Twój ojciec razem z twoją matką zdecydowali że odnowią wystrój waszej willi.
-Aham. Jak długo są? Długo tu zostaną?
-Zaczęli już dziś rano, gdy Ty spałaś. A „remont” prawdopodobnie będzie trwał do przyjazdu twoich rodziców.
-To już wiem co to za huk mnie rano obudził.
Uśmiechnęłam się lekko, a kobieta odwzajemniła.
-Proszę. O to twój posiłek.
-Dziękuję.
-Coś jeszcze sobie życzysz?
-Nie, dziękuję. Jakby co to zawołam lub nacisnę powiadomienie.
Powiadomienie- gdy czegoś chcę wystarczy że napiszę co lub po prostu nacisnę guzik w elektronicznym gadżecie i za chwilę ktoś do mnie przychodzi na górę.
Poszłam do góry, zjadłam obiad i wzięłam się za odrabianie lekcji. Było ich sporo. Czasami mam wrażenie że nauczyciele uwzięli się na nas. Potem się pouczyłam i zadzwoniłam następnie do Arii na skeypie.
-Hej kochana.
-Hej. Nie wiesz jak się za Tobą stęskniłam.
-Ja za Tobą też.
-Opowiadaj co u Ciebie słychać.
-Hmm…Ciągle to samo.. zwykła rutyna.
Dzisiaj się dowiedziałam że w naszej willi będzie przeprowadzony remont. Nie za bardzo mi się to podoba, ale nie mam oczywiście nic do gadania. Chyba dlatego dowiedziałam się o tym ostatnia.
A u Ciebie co słychać?
-U mnie podobnie. Same nudy i dużo nauki. Zaczyna to być meczące. Wiesz że kocham chodzić na zajęcia do szkoły muzycznej, no ale bez przesady. Ciągłe próby, a do tego muszę jeszcze chodzić do normalnej szkoły. Dobrze że niedługo będę miała wolne.
A właśnie co byś powiedziała na mój przyjazd?
-To wspaniały pomysł! Kiedy przyjedziesz?
Uśmiech nie schodził mi z twarzy.
-Jeszcze tydzień i będę miała dwa tygodnie wolnego. Coś w stylu ferii zimowych, ale te raczej trzeba nazwać wiosennymi.
-Nie wiesz jak bardzo się cieszę!
-Ja tak samo!
A jak w szkole?
Momentalnie uśmiech zszedł mi z twarzy. Aria to zauważyła.
-Aż tak źle?
Humor nie poprawiał mi się więc Aria coraz bardziej zaczęła się niepokoić.
-Od dwóch lat to samo. Opowiadałam Ci że ostatnio musiałam siedzieć z Natanem, a potem że podczas kłótni zaczęłam go szantażować. To dzisiaj na w-f ‘ie trochę też przegięłam.
Jak zaczęliśmy grać w siatkę to dostałam piłką w głowę od Natana. Wkurzyłam się, a że byłam akurat na serwie to tak jakoś wyszło że z nerwów nie myślałam i oddałam mu podczas serwu. Natan się wkurzył i no i z zaciśniętymi pięściami zaczął kierować się w moją stronę. W ostatniej chwili podeszła do niego Jessica i nie wiem jak ale go uspokoiła. Potem w szatni przeprowadziłam po prostu przemiłą rozmowę z blondi. Jak zwykle wkurwiona wyszłam z tam tąd i poszłam „porozmawiać” z Natanem. Zaczęłam mu znowu grozić. Potem wracając do domu przez park usłyszałam jakieś krzyki i okazało się że to Natan wrzeszczy na Jessicę. Podeszłam, aby ich podsłuchać, czy jak wolę dowiedzieć się więcej, no i się dowiedziałam sporo. Pokłócili się częściowo o mnie i w pewnym momencie zagalopowali się i Jessica zerwała z Natanem. Teraz na pewno Natan i Jessica chociaż są osobno to nie dadzą mi żyć.
-Kati. Co ja Ci mówiłam, co? Miałaś panować nad swoimi emocjami i olewać zaczepki ze strony Natana lub tej plastikowej lali. I jak to częściowo o Ciebie?
-Ymm..Dobra głównie o mnie. Na początku o to że praktycznie przez Jessicę szantażuję Natana, a potem o to że robi jej wyrzuty. Wtedy Jessica zainsynuowała Natanowi że wcale mu nie chodzi mu o to, tylko o  mnie.
-Ładnie Kati. Proszę Cię panuj nad swoimi emocjami.
-Próbuję, ale wiesz że łatwo jest mnie zdenerwować.
-Wiem, ale chociaż próbuj.
-Dobrze.
Jesteś kochana, wiesz?
Pomimo wszystko, jaka jestem , jaka byłam i jak postępuję Ty mnie nie zostawiasz z tym wszystkim samą.
-Oj przestań.
Zaśmiała się lekko.
-Naprawdę nie mogę się już doczekać aż przyjedziesz.
-Uwierz. Ja też.
Rozmawiałyśmy jeszcze dosyć długo o tym co będziemy robić i innych pierdołach. Chociaż to są małe rzeczy, bardzo mnie cieszy to że mogę choć przez chwilę z nią porozmawiać i usłyszeć jej głos.

Spakowałam potrzebne książki na jutro do torby, wzięłam ubrania i poszłam pod prysznic. Po tak wyczerpującym dniu, przynajmniej dla mnie, potrzebowałam chwili relaksu, który dawał mi prysznic. Wytarłam się ręcznikiem, ubrałam piżamę, wysuszyłam włosy i poszłam do pokoju. Kładąc się do łóżka tylko błagałam, aby jutro Natan oszczędził sobie zbędnych „rozmów” ze mną. Chwilę później zasnęłam.

poniedziałek, 2 czerwca 2014

Miłość zabija cz.1

                     Rozdział I
                 Zwykła rutyna 

Obudziły mnie wpadające do pokoju promyki słońca.Spojrzałam na zegarek,który wskazywał godzinę 7:20.
”No pięknie znowu się spóźnię”.
Zwlekłam się szybko z łóżka i podeszłam do szafy szybkim krokiem z zamiarem wyjęcia ubrań jak co rano.Mój wybór padł na cieniowane jeansy,białą bokserkę i czarno-białe convers’y. Poszłam do łazienki gdzie ubrałam się,zrobiłam lekki make up,który ładnie podkreślał moje oczy i rozpuściłam swoje kręcone, kasztanowe włosy sięgające do pasa .Wyszłam z pokoju i szybkim krokiem przeszłam przez holl domu.Zeszłam na dół po szkodach kierując się do kuchni. Oczywiście nikogo tam nie zastałam, oprócz gosposi. Kobieta ta nazywa się Anabell Filannds,ma około 50 lat i jest sympatyczną osobą.
-Dzień dobry, Anabell.
-Dzień dobry, panienko.Jak się spało?
-Anabell ile razy mam Ci powtarzać żebyś mi mówiła po imieniu?-uśmiechnęłam się.
-Więc jak się spało panie..Katerino?
-Dobrze,aż za dobrze bo znowu zaspałam.Gdzie są rodzice?
-Twoi rodzice są na jakiejś delegacji i kazali Ci przekazać, abyś się nie martwiła że ich długo nie ma, ponieważ wrócą za tydzień.Niech Katerina siada, a ja zaraz podam śniadanie.
Usiadłam i zjadłam szybko posiłek, po czym wzięłam od Anabell drugie śniadanie i wyszłam z kuchni. Wzięłam torbę i spojrzałam na wyświetlacz telefonu, aby zobaczyć godzinę. Była już 7:55,a lekcje zaczynają się równo o godzinie 8.Pobiegłam do szkoły,pomimo to że miałam dość blisko,lecz musiałam jeszcze pójść do szatni.
Szkoła była jedynym miejscem w którym nie byłam traktowana jak ważna osoba.Oczywiście miało to swoje plusy i minusy.
Gdy weszłam do szkoły zadzwonił dzwonek na lekcje, więc szybko musiałam znaleźć się w sali 302, gdzie mam mieć teraz lekcję matematyki. Nie przepadam za tym przedmiotem, ale zadziwiająco dobrze mi idzie. Sala znajduje się na III piętrze. Weszłam do sali, a wszystkie głowy uniosły się kierując swój wzrok na mnie. Nauczycielka spojrzała się na mnie i powiedziała zirytowana :
-Znowu się pani spóźniła ,panno Stocellberg. To już nie pierwszy raz, kiedy wchodzi panna do sali i bez jakiegokolwiek wyjaśnienia albo powiedzenia chociaż „przepraszam” siada panna w ławce. Jeżeli jeszcze raz panna się spoźni, będę zmuszona zgłościć tą sytuację do dyrekcji.
„Bosh. Jak ja nie nawidze tej baby. Ciągle tylko zrzędzi. Dobra faktycznie spóźniam się praktycznie codziennie no ale zdarza mi się nie spóźnić czasami, no ale to chyba nie powód żeby iść do dyrekcji. To moje życie, a to babsko niech się wreszcie odczepi ode mnie.”
-Przepraszam to się już nie powtórzy.
Zamiast tego co ślina na język przyniesie przeprosiłam to babsko i usiadłam w swojej ławce. Jak to na córeczkę adwokata i aktorki, a zarazem modelki przystało. Przecież ,gdybym poszła na dywanik do dyrcia nie miałabym życia w domu.
W trakcie lekcji miałam jeszcze jedno starcie z tym babsztylem. Gadałam sobie z kumpelami, a babsztyl podchodzi do mnie i zaczyna się czepiać,że nic nie robię. W ramach kary przesadziła mnie do jednego chłopaka z elity szkolnej –Nataniela.
Jak ja go nienawidzę. Jest rozkapryszonym i rozpieszczonym synkiem inżyniera. Na sam widok rzygać mi się chce. Chodził prawie z każdą laską ze szkoły w naszym wieku. Jeżeli oczywiście można nazwać to tak. Nastawiony na tryb: chodź, przeleć, zerwij. Zrywał z jakąś laską od razu jak nie mógł dostać tego co chciał. Oczywiście wszystkie o tym wiedziały, ale wystarczył tylko jego łobuzerski uśmiech i te jego oczy i miał już laskę w swoich rękach. Na szczęście są jeszcze dziewczyny, które mają trochę oleju w głowie nie tak jak „plastiki”. Kiedyś należałam do tej elity, ale to był błąd. Odkąd odeszłam od nich jesteśmy wrogami i lepiej niech tak zostanie.
Usiadłam koło tego kretyna, a ten od razu posłał mi szyderczy uśmiech.
 „O nie ze mną takie numery. Jeżeli myśli że dostanie to co chce to się myli. Ja nie jestem jakimś tam „plastikiem”. Jeszcze się zdziwi.”
Przez resztę lekcji ten kretyn próbował mnie wnerwić żebym tylko wylądowała na dywaniku u dyrcia. Już chciałam mu przypierdolć , ale zadzwonił akurat dzwonek. Wzięłam torbę i wyszłam przed klasę. Zaraz wyszedł Nataniel z resztą elity przed klasę. Nic się nie zastanawiając zaczęłam się na niego drzeć:
-Co Ty kurwa sobie myślisz?! Nie jestem jakąś szmatą, która pozwoli Ci się przelecieć! Nie chcę mieć z Tobą nic do czynienia i odpierdol się ode mnie jeżeli nie chcesz mieć jakiś problemów. Szkoda by było żeby ktoś Cię wsypał do dyrcia. Hmm?
Nic nie zdąrzył powiedzieć bo odeszłam zadowolona zakładając słuchawki na uszy. Możliwe że coś mówił, ale nic nie słyszałałam ,zresztą jakoś mnie to nie za bardzo obchodzi. Mówiąc „Szkoda by było żeby ktoś Cię wsypał do dyrcia. Hmm?” miałam na myśli to że Nataniel bierze prochy i czasami sprzedaje komuś za co jest jeszcze bardziej” uwielbiany”.Oprócz tego prowadzi lewe wycigi i w te inne tego typu sprawy jest wmieszany.
 Jak widzicie, to ja przeważnie zaczynam te nasze „rozmowy”. Nie należe do typu dość spokojnej dziewczyny. Pomimo to nigdy nie byłam dla nikogo aż tak wredna, no ale czasami trzeba pokazać na co Cię stać bo gdybym tak nie zrobiła to Nataniel nie dał by mi żyć.
Poszłam pod salę od biologii i usiadłam na ławce. Brakuje mi Arii, zawsze razem spędzałyśmy przerwy ale kiedy jej rodzice dostali propozycję pracy na Hawajach wyjechała i zamieszkała tam na stałe. Teraz widzimy się raz na kilka miesięcy przez brak czasu i to utrudnienie. Oczywiście że piszemy ze sobą codziennie, gadamy na skeyp’ie i różne tego typu rzeczy ale to nie to samo. To ona kilka lat temu, gdy zakończyła się moja przyjaźń z Olve’ą pomogła mi się po tym pozbierać. Z Olve przyjaźniłam się od dziecka, to Olve wie o mnie najwięcej. Nadal mi zależy na niej, ale to rozdział zamknięty. Teraz mam Arię i to jest najważniejsze. To ona teraz mnie wspiera, pociesza, gdy tego potrzebuję. Z Olve mam lepszy już kontakt, ale nie zapowiada się do tego że będzie idealnie. Wyraznie zostało powiedziane że nigdy już nie będziemy przyjaciółkami i wolę się tego trzymać, aby nie załamać się znowu.
Po zakończeniu przyjazni jak już mówiłam, załamałam się. Było to 2 lata temu, ale pamiętam jakby było to wczoraj. Przez to totalnie opuściłam się w nauce i zamknęłam się w sobie. Rodzice mi robili awantury że ich córka nie może się tak zachowywać.
 Wtedy poznałam Arię i nagle odmieniła moje życie. Nauczyła mnie że jeżeli tylko się chcę możemy zrobić wszystko. Z czasem stałyśmy się nie rozłączne, ale znowu wszystko się zmieniło, gdy Aria przyszła i powiedziała mi o przeprowadzce. Nie umiem opisać jaki ból czułam, gdy mi to oznajmiła. Przekonywała mnie że to nic nie zmieni, ale ja wiedziałam że nie damy rady tego unormować. Nikt ani nic nie było mnie w stanie przekonać że będzie inaczej. Po paru miesiącach tylko utwierdziłam się w swoim przekonaniu. Ciężko jest, ale na razie jeszcze dajemy radę. Nie wyobrażam sobie żeby było inaczej.
Moje rozmyślania przerwał nie kto inny jak Nataniel. Przewróciłam tylko oczami i wróciłam do poprzedniej czynności. Niestety nie było mi to dane, bo zaraz Natan się odezwał. Próbowałam go zignorować, ale on nie pozwolił mi na to i mnie zepchnął z ławki.
-Pojebało Cię?!
Chciałam odejść, ale ktoś złapał mnie za nadgarstek. Odwróciłam się i moje przeczucia się sprawdziły.To był nikt inny jak Natan.
-Puść mnie! – warknęłam.
-Chyba musimy pogadać, hm ?
Nie nawidze tego jego szyderczego uśmiechu.
- Ja już z Tobą skończyłam rozmawiać.
-A ja nie!
- Twój problem.
- Przestań udawać taką twardą i tak to nic Ci nie da.
- A Ty przestań zgrywać takiego cwanego, bo tylko sobie zaszkodzisz. Może mam Ci powtórzyć jeszcze raz żebyś zrozumiał co takiego mam na Ciebie, hm?
-Nikt Ci nie uwierzy.
- Może chcesz się przekonać, co?
- Wal się.
-Tak myślałam. Nara
Odeszłam z tam tąd usatysfakcjowana . Chwilę później przyszedł nauczyciel.
Lekcja dłużyła mi się niesamowicie. Zostało mi jeszcze 5 lekcji. Koszmar. Mam nadzieje że Natan sobie odpuści już to pogrywanie ze mną. Ja nie żartuję, chętnie mu "pomogę" wspypując go do dyrcia. Chcecie to myślcie że jestem kapusiem, ale mam go dość i nie pozwolę żeby snuł coś przeciwko mnie. Gdyby był to ktoś inny to pewnie w ogóle bym się tym nie zainteresowała, ale że to jest Natan muszę trzymać rękę na pulsie. Znam go dobrze i wiem że on nigdy się nie poddaje, zwłaszcza wtedy, gdy jego wróg ‘’wygrywa” z nim lub może mu zaszkodzić. Zresztą nie dziwię się, kto by chciał wylądować na dywaniku u dyrcia.
Reszta lekcji minęła mi spokojnie, bez starć z Natanem lub z całą elitą. Jedno mnie tylko dziwi..dziwi mnie to że tym razem nikt się nie odezwał, nawet tleniona blondi- obecna dziewczyna Natana, która nie przepuszcza okazji żeby mi dogryzć. Już jak byłam w elicie, nie przepadała za mną, a teraz to już w ogóle. Wcześniej nie przepadała za mną bo stanowiłam dla niej jakieś zagrożenie. Wcześniej Natan uganiał się za mną, a on od początku jej się podobał. Jak widzicie „plastiki” jednak chyba mają jakieś tam uczucia. Natomiast teraz nie przepada za mną bo..nawet nie wiem czemu. Może nie chce się narażać na wywalenie przez członków elity z tej grupy. Nie wiem, mniejsza już z tym.
Wracając do domu miałam zamiar iść do pobliskiego parku, ale zrezygnowałam bo zaczął padać deszcz. Zrezygnowana poszłam do domu. Weszłam do domu cała mokra, więc musiałam się przebrać i wysuszyć. Zawołałam Anabell żeby zaniosła rzeczy do pralni, ale nic nie odpowiedziała. Musiałam sama je zanieść. Idąc po schodach wpadłam na lokaja. „No ładnie. Teraz się zacznie.”
-Przepraszam.
-Nic się nie stało, ale uważaj następnym razem. Daj mi te rzeczy, zaniosę je do pralni.
-Nie trzeba.
-Nie marudz już, tylko po prostu daj.
-Dziękuję.
Nic nie odpowiedział tylko poszedł.
„Dziwnie spokojny dzisiaj był, ciekawe czemu.’’
Pewnie to dziwne, ale lokajem jest dwudziestoparoletni chłopak. Jest on wysokim brunetem i ma na imię Philip. Pracuje u nas już ponad rok. Nie należy do bardzo spokojnych osób. Normalnie zrobił by mi awanturę za to że prawie zwaliłam go ze schodów. Żadne tłumaczenia by tu nic nie wskórały.
Jak widzicie nie mam zbytnio zaufania do ludzi.  Jestem córką adwokata, więc wiele słyszałam opowieści o naiwnych ludziach, zwłaszcza dziewczynach, dlatego wolę trzymać wszystko i wszystkich na dystans.
Skierowałam się w inną stronę niż zamierzałam wcześniej iść, zanim wpadłam na Philip’a. Wróciłam z powrotem do swojego pokoju. Założyłam słuchawki i odpaliłam laptopa. Weszłam na bloga z zamiarem napisania nowego posta.
Gdy byłam w elicie założyłam bloga, po to aby bardziej mnie kojarzono w szkole. Założyłam go z obawy że jeżeli nie będę dość popularna Natan wywali mnie z elity, teraz nawet nie wiem czemu mi tak na tym zależało, aby być w grupie z tymi „plastikami”. Pisałam tego bloga w formie takiego pamiętnika. Wklejałam tam foty różnych miejsc w których z elitą się spotykaliśmy i opisy. Zdarzało mi się zadedykować jakiś wiersz dla jakiejś osóbki żeby się przypodobać. Teraz piszę tam opowiadania, wiersze, wklejam zdjęcia i te inne pierdoły jeżeli mi się nudzi. Skończyłam z podlizywaniem się innym.
Chciałam napisać post’ a , ale nie było mi to dane bo ktoś dobijał się na skeyp’ a. Okazało się że to Aria. Uśmiechnęłam się sama do siebie i odebrałam.
Rozmawiałam z nią do pózna, chciałam już wyłączyć laptopa, ale znowu ktoś zaczął się do mnie dobijać na skeyp’ie.
„Czy wy ludzie nie znacie umiaru? Jest już północ”
Zrezygnowana odebrałam. Okazało się ze to moi kochani rodzice.
„Pięknie. Ciekawe co chcą.”
Nie mam zbyt dobrych stosunków z rodzicami. Ulegly one pogorszeniu, gdy załamałam się po rozpadzie mojej przyjazni z Olve.
Na szczęście rozmowa nie trwała długo. Dowiedziałam się kiedy wrócą i o bankiecie na którym muszę być „Zapowiada się zajebisty wieczór ,o niczym innym normalnie nie marzyłam”.
Umyłam się i położyłam się spać. Nie miałam już sił na nic, nawet na zjedzenie kolacji, którą Anabell przyniosła mi do pokoju jak rozmawiałam z Arią.
Nadszedł wreszcie ubłogo wyczekiwany  sen.
                                                                                                       ***
O to I rozdział "Miłość zabija". Proszę o komentarze bo chcę wiedzieć co robię zle i czy mam pisać dalej. Dziękuję tym, którzy cierpliwie czekali na I rozdział.
Przepraszam za błędy.
                                                                                                                                                                                         Pozdrawiam :**