niedziela, 22 marca 2015

Miłość zabija cz.10

Wiem,że posty są strasznie krótkie. Przepraszam Was za to. Chciałabym jakoś ruszyć się z miejsca z tym opowiadaniem,więc każda część jest dla mnie na wagę złota,nawet strasznie krótka. Miałam zamiar dokończyć tą część,żeby była dłuższa,ale zrezygnowałam.
Miłego cztania :)
                                 ***
Przez całą drogę płakałam. Philip próbował nawiązać jakąś rozmowę,ale bezskutecznie. Jego wysiłki zdały się na nic,nie zamierzałam nic mówić. W końcu zrozumiał,że nie ma co liczyć na rozmowę i odpuścił,przynajmniej narazie.
Kiedy tylko zatrzymał samochód pod moim domem,wybiegłam. Łzy zaczęły płynąć jeszcze intensywniej. Już nie miałam zamiaru się powstrzymywać. Nie zdążyłam jednak dobiec nawet do schodów. Poczułam jak silne ramiona zamykają mnie w uścisku.
-Puść mnie..Proszę. Daj mi spokój. Dlaczego Ci tak na tym zależy? No powiedz! Dlaczego ?
-Nie,nie puszczę Cię. W samochodzie dałem Ci spokój,ale teraz chcę przynajmniej krótkiego wyjaśnienia.
-Mam dość,rozumiesz?! Puść mnie do cholery! Nic nie będę Ci mówić!
-O nie.. nie.. Nie ma tak dobrze. Przyjechałem po Ciebie w środku nocy,a Ty mi mówisz,że nic mi nie powiesz? Żartujesz sobie ze mnie?
I wtedy płacz zamienił się w ryk.
-Maleńka,co się stało?
Przytuliłam go,on to odwzajemnił. Łkając zaczęłam mu tłumaczyć..
-Zaufałam mu,rozumiesz? A on..on..wyjeżdża,chciał mnie wyrolować,nic nie mówić. Ja chyba go kocham. A on wyjeżdża na stałe do Niemiec i ma to w dupie jak ja mogę się czuć.
Nic nie powiedział. Przytulił mnie mocniej. Chwilę tak postaliśmy,kiedy znowu się odezwał,tym razem szeptem.
-Maleńka,chodź,odprowadzę Cię. Musisz odpocząć.
Odprowadził mnie tak jak mówił. Kiedy tylko drzwi się zamknęły za mną,osunęłam się na podłogę,podkuliłam nogi i zaczęłam znowu szlochać.
Chwilę później usłyszałam dźwięk dzwonka. Nie miałam zamiaru się podnosić,ale ta osoba nie dawała spokoju. W końcu przypomniałam sobie która jest godzina i się podniosłam,musiałam wyłączyć ten telefon,znowu dzwonił,w końcu przeze mnie ktoś się obudzi. Ta osoba nie dawała spokoju,mogłam się tylko domyślić kto to. Wyłączyłam go. Zwinęłam się w kłębek i na środku pokoju zaczęłam szlochać. Chwilę później usłyszałam jak coś uderza w okno,zignorowałam to.  I znowu to samo,raz,drugi,trzeci. Ile można?! W końcu usłyszałam jak ktoś wykrzykuje moje imię. Podniosłam się z podłogi i szybko otworzyłam okno. Pokazałam mu środkowy palec i zamknęłam okno. Za chwilę znowu to samo. Zbiegłam po schodach i wybiegłam na dwór. Podbiegłam do niego,zamachnęłam się i przyłożyłam mu z liścia. Ten zszokowanu nie ruszył się nawet o jeden krok z miejsca.
-Mam nadzieję,że wiesz za co. A tak wogóle..zwariowałeś?! Jakbyś nie wiedział,ja nie mieszkam w tym domu sama. I po co tu przyszedłeś?  Już po ptakach. Było i się spiepszyło,tyle w tym temacie.
-Katherino,słownictwo!
-Nie jesteś moim ojcem. Będę mówić jak chcę,a Tobie nic do tego.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz